SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

Radio Gdańsk o rozwiązaniu umowy z Marcinem Mindykowskim: „Powodem nie było podpisanie apelu w obronie TVN”

Powodem rozwiązania umowy z Marcinem Mindykowskim nie był jego podpis pod apelem o wstrzymanie tzw. „lex TVN”, zaś jego przełożony, informując o niezadowoleniu prezesa z powodu złożenia tego podpisu, wyrażał swoje poglądy, nie stanowisko rozgłośni - informuje Radio Gdańsk w piśmie, przekazanym m.in. Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich.

Mindykowski pracował dla gdańskiej rozgłośni od dziewięciu lat, przygotowywał m.in. materiały kulturalne dla anteny i prowadził programy. - Miałem tzw. umowę śmieciową, ale moja praca polegała na tym, że prawie codziennie stawiałem się w firmie, prowadziłem audycje i przygotowywałem materiały do nich. W ciągu ostatnich trzech lat intensywnie współpracowaliśmy - opisywał w rozmowie z nami dziennikarz.

Jak przekonuje Marcin Mindykowski - ta współpraca trwałaby nadal, jednak podpisał apel, jaki dziennikarze OKO.Press i „Gazety Wyborczej” zorganizowali w obronie pracowników telewizji TVN. Podpisało się pod nim ponad 1400 dziennikarzy; protest trafił do Sejmu i na pierwszą stronę „Wyborczej”. Z naszych informacji wynika, że gdy apel opublikował dziennik Agory, do Mindykowskiego zadzwonił jego bezpośredni przełożony z radia i wypytywał, dlaczego podpisał się pod „protestem niszowych portali” i że wkrótce "zapadnie w jego sprawie decyzja".

Na koniec krótkiej wymiany zdań dziennikarz usłyszał, że „prezes jest bardzo niezadowolony” z tego, że podpis reportera Radia Gdańsk podpisał się pod apelem. - Na tym rozmowa się skończyła, a wkrótce potem dostałem telefon z sekretariatu, że mam zgłosić się po jakieś pismo. Gdy przyjechałem, okazało się, że czeka na mnie rozwiązanie umowy. Jednozdaniowe, bez podania przyczyn – relacjonuje Marcin Mindykowski.

„Nastąpiła koincydencja”

W obronie dziennikarza wystąpiły organizacje: Centrum Monitorowania Wolności Prasy działające przy Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich i Helsińska Fundacja Praw Człowieka, a także działający przy Radiu Gdańsk Syndykat Dziennikarzy. Mindykowski w rozmowie z nami (ale także w rozmowach z innymi mediami) konsekwentnie podkreśla trzy rzeczy: radio nie podało przyczyn zwolnienia, rozwiązanie umowy poprzedziła jednoznaczna w tonie rozmowa z przełożonym, a prezes rozgłośni nie spotkał się z nim, aby wyjaśnić co się stało - mimo kilkukrotnych, jednostronnych prób nawiązania kontaktu.

Radio Gdańsk pod koniec tygodnia wydało oświadczenie, w którym informuje, że informacja, jakoby powodem rozwiązania umowy był fakt podpisania przez dziennikarza petycji o zmianach w ustawie medialnej – jest nieprawdziwa. - Koincydencja, o której mowa w wystąpieniach medialnych, jest zbiegiem czasowym, którego nie należy utożsamiać ze związkiem przyczynowo-skutkowym w związku z decyzją o rozwiązaniu umowy cywilnoprawnej - czytamy w stanowisku.

Dlaczego rozwiązano umowę? Uzasadnienia brak

W piśmie nie podano jednak faktycznej przyczyny rozwiązania umowy z Marcinem Mindykowskim, podkreślając, że umowy podobne do tej, jaką wiązał się dziennikarz z radiem, nie są niczym nadzwyczajnym w mediach. - Fakt ich wcześniejszego zakończenia nie budzi kontrowersji oraz nikt nie oczekuje uzasadnienia takich decyzji. Radio Gdańsk jak każdy inny podmiot medialny posiada swobodę w decydowaniu z jakimi partnerami i na jakich warunkach chce współpracować – informuje szefostwo rozgłośni, podkreślając: - Za każdym razem u podstaw nawiązywania i rozwiązywania stosunku cywilnego leży wola współpracy stron umowy lub jej brak. Również decyzja o braku podpisania umów o współpracę z aplikującymi dziennikarzami nie jest poprzedzana takim uzasadnieniem.

Co do rozmowy z przełożonym, na którą powołuje się Mindykowski – radio nie zaprzecza, że się odbyła, jednak stanowczo podkreśla: słowa, jakie wówczas miały paść, nie były „w żaden sposób uzgadniane, konsultowane lub inspirowane”. - Zarząd spółki nie miał wiedzy o ich wystąpieniu. Jeśli istotnie miały miejsce, były wynikiem autonomiczności kierowników jednostek organizacyjnych. Jednocześnie nie powinny być odbierane jako formalne stanowisko Radia Gdańsk. Zarząd Radia Gdańsk nigdy nie ograniczał prawa żadnego pracownika lub współpracownika do wyrażania swoich poglądów – czytamy w oświadczeniu.

Współpraca? Tak, ale…

Zarząd gdańskiej rozgłośni podkreśla też, że chce kontynuować „dialog z red. Mindykowskim”. Jednak pod pewnym, znaczącym warunkiem: - W kontekście ostatnich licznych wypowiedzi medialnych red. Mindykowskiego, w których poddał on jednoznacznej negatywnej ocenie - w opinii spółki nieuzasadnionej, niesprawiedliwej i polegającej na nieprawdzie - działalność kierownictwa spółki, samej spółki, a nawet pracowników spółki z innych działów, Radio Gdańsk stoi na stanowisku, że to red. Mindykowski w razie zainteresowania winien wskazać, w jaki sposób widzi kontynuację współpracy z rozgłośnią.

W rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl Marcin Mindykowski mówił jednak, że on sam wcale nie jest pewien, czy chciałby pracował dalej dla Radia Gdańsk. - Udzieliłem już wielu wywiadów, powiedziałem w nich sporo rzeczy, których nie można cofnąć. Radio także zachowało się, jak się zachowało, wystawiając na szwank moje zaufanie do pracodawcy. Po tych kilkunastu dniach wciąż nie ma kontaktu, albo choćby nawet próby kontaktu prezesa ze mną. Naprawdę: nie wiem, czy wróciłbym, gdybym miał możliwość - powiedział.

Mindykowski: "Radio mija się z prawdą"

Marcin Mindykowski w niedzielę wieczorem przysłał nam odpowiedź na oświadczenie Radia Gdańsk. Pisze w nim m.in., że że "przynajmniej w kilku miejscach ostatnie oświadczenie prezesa mija się z prawdą". - Ciąg przyczynowo-skutkowy jest oczywisty, a tłumaczenia prezesa nie wytrzymują konfrontacji z twardą faktografią, choćby planami mojej dalszej współpracy z rozgłośnią. Jeszcze na początku sierpnia moje nazwisko krążyło np. w wewnętrznej korespondencji kierownictwa jako dziennikarza, który – jak co roku – ma obsługiwać Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. 19 sierpnia miałem nieprzyjemną rozmowę z przełożonym w sprawie podpisania przeze mnie listu dziennikarzy przeciwko „lex TVN”. 20 sierpnia moje nazwisko zostało przez Radio Gdańsk wycofane z festiwalu, a 23 sierpnia prezes rozwiązał umowę o współpracy ze mną.

Dziennikarz zaznacza też, że radio wydało już trzecie oświadczenie prezesa w sprawie zwolnienia. - Wciąż – mimo analizy stanu faktycznego, którą prezes zapowiadał w oświadczeniu z 31 sierpnia – nie podał on innego powodu rozwiązania podpisanej ze mną umowy.

W 2020 roku publiczne Radio Gdańsk wypracowało zysk powyżej 500 tys. zł i - dzięki kapitałowi zapasowemu z lat poprzednich - prognozuje płynność finansową w najbliższych latach. Wpływy spółki wyniosły 21,3 mln zł, z czego niemal 18 mln zł to abonament i rekompensata z tytułu utraconych wpływów abonamentowych.

Z raportu Radio Track Kantar Polska, opracowanego przez portal Wirtualnemedia.pl wynika, że w okresie od lutego do lipca 2021 średni dobowy udział słuchania Radia Gdańsk w Trójmieście wyniósł 5,3 proc.

Dołącz do dyskusji: Radio Gdańsk o rozwiązaniu umowy z Marcinem Mindykowskim: „Powodem nie było podpisanie apelu w obronie TVN”

25 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
.
===umowy podobne do tej, jaką wiązał się dziennikarz z radiem, nie są niczym nadzwyczajnym w mediach. - Fakt ich wcześniejszego zakończenia nie budzi kontrowersji oraz nikt nie oczekuje uzasadnienia takich decyzji.===

KURTYNA.
0 0
odpowiedź
User
Sdp
Warto przeczytać to pismo w całości. Jest na stronie sdp. Chmielecki zrzuca tam całą winę na innych i oczywiscie nie podaje powodow zwolnienia. Taki szef z jajami 🙂
0 0
odpowiedź
User
hehehe
Chmieleckiemu wydawało się, że patria będzie z niego zadowolona, a tu zonk
0 0
odpowiedź