Na pstrym koniu
Euro 2016 okiem Pawła Jeleniewskiego, project coordinatora w Havas Sports&Entertainment.
Na pstrym koniu
Po czwartkowym meczu, o którego walorach sportowych swoje zdanie wyrazili wszyscy – dziennikarze, nie dziennikarze, celebryci i szwagier, i sąsiad – i od takiego komentarza się powstrzymam.
W głowie kołacze mi jedno przysłowie, które idealnie opisuje spotkanie z wizerunkowego punktu widzenia. Przysłowia mądrością narodu, a trochę mądrości jeszcze nikomu nie zaszkodziło, prawda?
Przysłowie to chyba za sprawą Krychowiaka i Szczęsnego, którzy do Francji pojechali wierzchem („Ja na koniu jadę!”), traktuje o jeździe konnej właśnie. A brzmi tak: „łaska pańska na pstrym koniu jedzie”.
Tak, mam na myśli tutaj przede wszystkim Michała Pazdana. Po meczu z Irlandią Północną kibicowska brać nie zostawiła suchej nitki na piłkarzu Legii Warszawa. Oberwało mu się srodze. Facet ten ma jednak żelazną psychikę jak Terminator, bo w meczu z Niemcami był defensywnym cyborgiem i działał jak zaprogramowany. Dziś media, a za nimi kibice już nie mówią o Kung-Fu Pazdanie, ale o Panu Profesorze Pazdanie. Była Kapustkomania, czas na Pazdanomanię. Notabene, życzę, żeby takich manii było jak najwięcej i to aż do samego finału.
Tak, mam też na myśli Arkadiusza Milika, któremu nie można odmówić zaangażowania w mecze, a przed rozpoczęciem Euro wszyscy stawiali na niego, że sadził będzie bramkę za bramką, a teraz jakoś ten turniej dla niego nie układa się najlepiej. Wczoraj oglądając jego dwie sytuacje bramkowe kibice chórem krzyczeli: „Nawet ja bym to trafił!!”. Używali też niecenzuralnych słów, ale w tekście cytować nie przystoi.
Jaki z tego wniosek? Że szczególnie podczas turnieju jesteś tak dobry, jak Twój ostatni występ. Grasz „piach”, dostajesz cięgi. Może nie tak mocne, kiedy drużynie dobrze idzie, ale jednak cięgi. Nikt nie pamięta, że dałeś worek goli reprezentacji i Twój wkład w awans jest duży i niezaprzeczalny, że masz dopiero 20 lat i nie zawsze musisz sobie radzić z presją. Kibic ma pamięć złotej rybki, potkniesz się i cały Twój kapitał szlag trafił.
Z kolei, gdy grasz jak profesor, piszą o Tobie wiersze i hymny pochwalne. Mówią, że zawsze wiedzieli, że z Ciebie doskonały zawodnik, tylko czekali, „aż odpalisz”. Krytyka? Była, ale zamierzona, żeby psychika żelazna wykuła się w jej ogniu.
Dlaczego? Bo łaska kibicowska na pstrym koniu jedzie.
Jeszcze jedno, oczywiste: nic tak nie buduje i nie wzmacnia wizerunku piłkarza, jak dobra gra na boisku.
Paweł Jeleniewski, project coordinator w Havas Sports&Entertainment
Dołącz do dyskusji: Na pstrym koniu