Bitwa o „Bitwę pod Wiedniem”, czyli jak odstraszyć sponsora
- Agresywna atmosfera wokół „Bitwy” nie tylko może zniechęcić zagranicznych twórców do podejmowania wątków z polskiej historii. Może też zaszkodzić polskiej kinematografii - pisze w komentarzu dla Wirtualnemedia.pl Krzysztof Przybył, prezes Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego „Teraz Polska”.
Kilka lat temu, kiedy na ekrany wchodził angielski film o specjalistach od szyfrów z Bletchley Park, przez Polskę przetoczyła się fala oburzenia. Twórcom obrazu zarzucano, że pominęli kluczowy motyw rozszyfrowania niemieckiej Enigmy przez polskich matematyków. Przy okazji dotknięto tematu cały czas aktualnego - to, że Polacy wiedzą o wkładzie rodaków w europejską historię, wcale nie oznacza, że taką wiedzę mają mieszkańcy innych krajów Europy. Kłótnia wokół filmu „Bitwa pod Wiedniem” pokazuje jednak, że nie mamy pojęcia, jak tę wiedzę zaszczepić. Emocje wzbudził już sam zwiastun filmu Renzo Martinelliego, a za pierwszymi, krytycznymi głosami, poszła cała fala miażdżących recenzji. Krytycy pieczołowicie analizowali wszystko, od kostiumów po scenografię, by móc wytknąć kolejne niedociągnięcia.
To, czy „Bitwa pod Wiedniem” będzie się podobać, to kwestia indywidualnego gustu. Nie każdy kocha spektakularne produkcje, tak jak nie każdy jest fanem kina moralnego niepokoju.
Szkoda, że publicyści rozprawiający się z „Bitwą”, zachowali się jak osoba, która dostrzeże drzewa , ale nie widzi już lasu. Uwagi odnoszące się do detali, takich jak herb na polskich chorągwiach albo szczegóły uzbrojenia są zapewne słuszne. Pamiętajmy jednak, że polsko-włoski film to nie dokument, kręcony na potrzeby heraldyków i historyków wojskowości, ale obraz, który miał przypomnieć ważne wydarzenie z historii Europy.
>>> Ostra krytyka „Bitwy pod Wiedniem”, producent się broni
Nie oszukujmy się: o wiedeńskiej wiktorii Jana III nie uczą się dzieci z Francji, Niemiec czy Włoch. Do rozpropagowania wiedzy o polskim wkładzie w zwycięstwo nad Turkami odpowiednie narzędzie to nie naukowe konferencje czy historyczne analizy. Popularny film, z natury rzeczy upraszczający wiele spraw, to jedno z najskuteczniejszych takich narzędzi. Zresztą filmy, oparte o historyczne fakty, z reguły wywołują dyskusję, tym żywszą, im bardziej delikatnych kwestii dotykają. „Lista Schindlera”, dziś należąca do klasyki kina, również wywołała wiele emocji. Spielbergowi - nawet reżyserowi tej miary - wypomniano wiele błędów i zarzucano tendencyjność. A jednak nikt nie kwestionuje wartości tego filmu jako przekaźnika wiedzy o tragicznym okresie.
Agresywna atmosfera wokół „Bitwy” nie tylko może zniechęcić zagranicznych twórców do podejmowania wątków z polskiej historii.
Może też zaszkodzić polskiej kinematografii. Dzisiaj żaden wysokobudżetowy film nie ma szans realizacji bez wsparcia możnych sponsorów. Jaka firma zaryzykuje danie pieniędzy (i znaku firmowego) na produkcję, która może zostać bezlitośnie wyszydzona? Nikt nie będzie chciał brać na siebie marketingowego ryzyka.
Wyśmiana polska komedia „Kac Wawa” przynajmniej doczekała się tytułu najgorszego filmu 3D w historii, przyznanego przez angielski serwis filmowy Stereoscopy News. „Bitwa pod Wiedniem”, jakiekolwiek zastrzeżenia by nie budziła, nie zasługuje na takie samo traktowanie. Choćby ze względu na to, że krytykujący nie mają lepszych pomysłów na dotarcie z wiedzą o polskiej historii do europejskiego widza.
Krzysztof Przybył, prezes Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego „Teraz Polska”
Dołącz do dyskusji: Bitwa o „Bitwę pod Wiedniem”, czyli jak odstraszyć sponsora