Wydawca „Wprost” analizuje, czy pozwać Durczoka za groźby i szantaż we wpisie o ich spotkaniu
Michał M. Lisiecki, wydawca tygodnika „Wprost”, nie zamierza polemizować z Kamilem Durczokiem, który poinformował w niedzielę, że ma nagraną ich rozmowę sprzed prawie 5 lat stawiającą Lisieckiego w złym świetle. Prawnicy biznesmena analizują natomiast wpis pod kątem Prawa prasowego i Kodeksu karnego.
W niedzielę wieczorem Kamil Durczok skrytykował publikację artykułu o nim w nowym numerze „Wprost”. W tekście autorzy tekstów z początku ub.r. zarzucających Durczokowi mobbing i molestowanie w redakcji „Faktów” TVN skrytykowali niedawne wypowiedzi, w których dziennikarz dementował te doniesienia i zapewniał, że stosował jedynie ostry styl zarządzania.
Jeszcze przed pojawieniem się nowego wydania „Wprost” Kamil Durczok na swoim fanpage’u facebookowym zarzucił Sylwestrowi Latkowskiemu, byłemu redaktorowi naczelnemu tygodnika i współautorowi artykułów o molestowaniu, że w wywiadzie dla Dziennik.pl naruszył tajemnicę sądową. Zapowiedział, że skieruje za to prywatny akt oskarżenia wobec niego i przypomniał mu, że w latach 90. był ścigany listem gończym w sprawie morderstwa i skazany (odsiedział ponad dwa lata) za wymuszenia rozbójnicze.
Durczok skrytykował też postępowanie w tej sprawie Michała M. Lisieckiego, głównego udziałowcy i właściciela firmy PMPG Polskie Media wydającej „Wprost”. - Ty, Michale Lisiecki, Wydawco „Wprost”, przerażony politycznymi konsekwencjami tego, co się stanie, po tym jak zwolniłeś Tomka Lisa, zameldowałeś się w moim gabinecie w TVN o 7.15 rano. Kiedy wszyscy Cię opuścili, błagałeś, żebym został felietonistą pisma, które 2 lata później mnie wykończyło - opisał Durczok, przypominając, że od stycznia do listopada 2012 roku pisał felietony dla „Wprost”. - Chcesz zapis tej rozmowy? Wzorem Twojego nabytku, Sylwestra Latkowskiego, nagrałem nasze spotkanie. To nie jest dla Ciebie wygodny zapis. Nie tylko Cię ośmiesza, ale także naraża na proces z Tomkiem Lisem. Doskonale wiesz, o co go wtedy oskarżyłeś. Mam to nagranie. Nie będzie Ci miło go posłuchać. Zwłaszcza przed sądem. Więc zanim się zaczniesz kreować na amerykańskiego magnata medialnego, zastanów się - dodał dziennikarz.
Michał M. Lisiecki nie zamierza komentować tego wpisu. - Uważamy, że media branżowe czy Rada Etyki Mediów, są wystarczająco kompetentnymi instytucjami, aby ocenić i skomentować wpis zawodowego dziennikarza bez dodatkowego komentarza wydawcy - przekazała portalowi Wirtualnemedia.pl Anna Pawłowska-Pojawa, rzeczniczka prasowa PMPG Polskie Media.
Wpisy Durczoka analizują obecnie prawnicy firmy. - Oceniają, czy charakter tych wypowiedzi można zakwalifikować zarówno jako groźbę bezprawną karaną na podstawie art. 191 par. 1 kodeksu karnego, ale także można rozpatrywać w granicach przestępstw przewidzianych w prawie prasowym tj. szantaż wobec dziennikarza (art. 43 Prawa prasowego) i tłumienie krytyki prasowej (art. 44 Prawa prasowego) - opisuje Pawłowska-Pojawa.
W czerwcu br. w pierwszej instancji rozstrzygnięto jeden z procesów, które Durczok wytoczył wydawcy i dziennikarzom „Wprost”, za tekst o jego obecności w mieszkaniu znajomej, gdzie potem znaleziono jego rzeczy osobiste, materiały pornograficzne i ślady białego proszku. Sąd orzekł, że dziennikarzowi należą się przeprosiny na okładce i kolejnych kilku stronach tygodnika oraz 500 tys. zł odszkodowania. Przedstawiciele „Wprost” ocenili ten wyrok jako skandaliczny i zarzucili sędzi stronniczość.
Według danych ZKDP w sierpniu br. średnia sprzedaż ogółem „Wprost” wynosiła 23 438 egz.
Dołącz do dyskusji: Wydawca „Wprost” analizuje, czy pozwać Durczoka za groźby i szantaż we wpisie o ich spotkaniu