Szef KRRiT chce, żeby Trybunał Konstytucyjny zdecydował w sprawie TVN. „To jak samooskarżenie”
Przewodniczący KRRiT zaapelował do najważniejszych osób w państwie, aby zwróciły się do Trybunału Konstytucyjnego z wnioskiem o ocenę ustawy o radiofonii i telewizji. Orzeczenie może uderzyć w TVN. W rozmowie z Wirtualnemedia.pl działania KRRiT komentują eksperci.
Półtora roku Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji nie podejmowała decyzji w sprawie przedłużenia koncesji dla TVN24. Nastąpiło to dopiero tydzień przed jej wygaśnięciem. Wcześniej KRRiT przyjęła uchwałę, która zobowiązuje przewodniczącego do szeregu działań.
Witold Kołodziejski już zwrócił się do nadawców z apelem o przedstawienie struktury własnościowej. Miał również zaapelować do uprawnionych organów o wniosek do Trybunału Konstytucyjnego. Członkowie rady chcą, aby ocenić artykuł 35 ustawy o radiofonii i telewizji. To on przewiduje m.in. możliwości uzyskania koncesji dla nadawców z zagranicznym kapitałem. Spółki z Europejskiego Obszaru Gospodarczego nie podlegają ograniczeniom.
Dyskryminacja TVP i Polsatu?
Firmy spoza mogą posiadać maksymalnie 49 proc. udziałów. TVN należy formalnie do Polish Television Holding. Holenderska spółka jest jednak kontrolowana przez amerykański koncern Discovery. To zdaniem KRRiT narusza ustawę i stacja powinna podlegać ograniczeniom. Zakładał je projekt ustawy „Lex TVN”. Gdyby został przyjęty, Amerykanie musieliby sprzedać większościowy pakiet akcji. Ustawa utknęła jednak w „sejmowej zamrażarce”. Otoczenie prezydenta Andrzeja Dudy zapowiada jej weto. W piśmie adresowanym do najważniejszych osób w państwie przewodniczący KRRIT pisze o możliwym łamaniu konstytucji. Zakazuje ona dyskryminacji, a zdaniem rady polskie kanały telewizyjne mogą być dyskryminowane, bo nie posiadają takich możliwości pozyskiwana inwestorów jak TVN Grupa Discovery.
W roboczej wersji pisma, do której dotarł portal Wirtualnemedia.pl przewodniczący KRRiT pisze też o możliwości obchodzenia ustawy o radiofonii i telewizji. Posłużył się przykładem „wschodniego dyktatora”, który mógłby piastować stanowisko członka zarządu któregoś z nadawców, gdyby został on zarejestrowany chociażby w Niemczech. Ostatecznie fragment o „wschodnim dyktatorze” nie znalazł się w piśmie wysłanym do najważniejszych osób w państwie. Szef rady ostrzega jednak przed wojną hybrydową.
Prawnik: TVN nie może łamać Konstytucji
O ocenę projektu apelu przewodniczącego Kołodziejskiego poprosiliśmy Wojciecha Szymczaka, radcę prawnego Kancelarii Prawnej Media. - Nawet w przypadku uznania przez Trybunał Konstytucyjny art. 35 ust. 3 uRTV za niezgodny z Konstytucją RP, nieścisłe byłoby stwierdzenie, że TVN S.A. narusza Konstytucję RP z tego powodu, że należy do spółki zależnej od podmiotu spoza EOG. Art. 35 uRTV jest bowiem adresowany do organu koncesyjnego, czyli Przewodniczącego Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, który udziela koncesji na podstawie uchwały całej Krajowej Rady. Wobec tego, paradoksalnie, pismo Przewodniczącego KRRiT "z prośbą o rozważenie możliwości wystąpienia do Trybunału Konstytucyjnego z wnioskiem o zbadanie zgodności art. 35 ust. 3 uRTV" nosi cechy samooskarżenia. Wynika z niego bowiem, że to w świetle przyjętej przez organ koncesyjny praktyki stosowania art. 35 ust. 2 i 3 uRTV, „podmioty, które niezależnie od pochodzenia swojego kapitału działają za pośrednictwem podmiotów ustanowionych na terenie jednego z krajów EOG, w ocenie KRRiT, znajdują się w sytuacji uprzywilejowanej w porównaniu do podmiotów polskich”. Wygląda zatem na to, że organ koncesyjny potrzebuje wyroku Trybunału Konstytucyjnego, aby uzyskać podstawę do zmiany swojej praktyki - mówi portalowi Wirtualnemedia.pl Szymczak.
Zdaniem prawnika Trybunał Konstytucyjny w ogóle nie powinien brać pod uwagę narodowości kapitału. - Miesza się w piśmie zarzuty niekonstytucyjności art. 35 uRTV z nieskutecznością art. 38 uRTV uprawniającego organ do cofnięcia koncesji. A przecież zależność od podmiotu spoza EOG nie oznacza automatycznie, że rozpowszechnianie programu przez takiego nadawcę automatycznie "powoduje zagrożenie interesów kultury narodowej, bezpieczeństwa i obronności państwa lub narusza normy dobrego obyczaju". Kryterium „narodowości” kapitału wydaje się być tu zupełnie nietrafione - wszak takie zagrożenie może teoretycznie powstać także w przypadku rozpowszechniania programu przez całkowicie polskiego nadawcę. Argument ten nie powinien mieć zatem żadnego znaczenia przy ewentualnym badaniu konstytucyjności art. 35 ust. 3 uRTV - komentuje projekt pisma radca prawny.
„PiS nie rezygnuje z wojny z TVN”
Eksperci, z którymi rozmawialiśmy twierdzą, że obóz rządzący sięga po Trybunał Konstytucyjny w związku z nieudanymi pracami nad „Lex TVN”. - Nie udało się przeprowadzić „Lex TVN” przez parlament. Kiedy Prawu i Sprawiedliwości lub podległym tej partii instytucjom, prawo na coś nie pozwala a nie mogą go zmienić w parlamencie, to zwracają się do Trybunału Julii Przyłębskiej. I wtedy ten Trybunał pozwala. Tak się dzieje nie po raz pierwszy - przekonuje w rozmowie z Wirtualnemedia.pl Krzysztof Luft, członek Rady Programowej TVP.
Były członek KRRiT twierdzi, że pismo obecnego szefa tej instytucji to element jego targów z pozostałymi osobami zasiadającymi w radzie. W wielu głosowaniach tylko Kołodziejski opowiadał się za przedłużeniem koncesji dla TVN24. Ostatecznie przeciwko był tylko prof. Janusz Kawecki, związany ze środowiskiem Radia Maryja. - Przewodniczący Witold Kołodziejski jest w trudnej sytuacji. Udało mu się zmusić swoje koleżanki i kolegów, żeby wreszcie zagłosowali za przedłużeniem koncesji TVN24. Ale w zamian obiecał im, że nadal coś się będzie działo w tej sprawie. Robi więc prawniczą stójkę na dwunastnicy i pokazując, że coś robi. Ale wszyscy wiemy o co chodzi. Chodzi o stację TVN, nie ma żadnego innego podmiotu, którego ta sprawa mogłaby dotyczyć. Opowiadanie o tym, że teraz Aleksander Łukaszenka albo Władimir Putin przejmą TVN i Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji musi bronić Polski i tej stacji, żeby nie została przejęta przez wrogiego dyktatora to bajki - ocenia Luft.
Zobacz także: Wniosek do TK presją na prezydenta Andrzeja Dudę?
Były przewodniczący KRRiT Juliusz Braun spodziewa się dalszego pogarszania się relacji polsko-amerykańskich. - Prawo i Sprawiedliwość – jak widać - nie rezygnuje z wojny z TVN-em. Tym razem prezes Kaczyński postanowił, że użytecznym narzędziem będzie Trybunał Konstytucyjny pod przewodnictwem pani Julii Przyłębskiej, która już kilka razy w imieniu PiS wyciągała z ognia gorące kasztany. Trudno wdawać się tu w prawnicze analizy, ale warto przypomnieć, że o rzekomej niekonstytucyjności kwestionowanego przepisu przypomniano sobie dopiero teraz, gdy stało się to potrzebne dla kwestionowania pozycji prawnej amerykańskiego koncernu Discovery na polskim rynku. To kolejny ruch, który wywoła tylko jeden skutek. Po raz kolejny pogorszy wizerunek Polski i będzie psuł relacje ze Stanami Zjednoczonymi - argumentuje Braun.
Obecny opozycyjny członek Rady Mediów Narodowych nie podziela niepokoju wokół wojny hybrydowej, o której pisał Kołodziejski w roboczej wersji apelu. - Zapisanie w urzędowym dokumencie historyjki o tym, jak to „przykładowy wschodni dyktator będzie osobiście jedynym członkiem zarządu koncesjonariusza tj. spółki z siedzibą w Polsce i jednocześnie członkiem zarządu dowolnej spółki z siedzibą w Niemczech” to rzecz zdumiewająca i trudno przyjmować ja poważnie. Widać, że straszenie dzieci opowieścią „przyjdzie wilk i cię zje” przynosi fatalne skutki gdy dzieci dorosną i obejmą ważne funkcje państwowe. Przecież doskonale wiemy, że cała operacja związana jest z telewizją TVN. Czy naprawdę można się obawiać, że Discovery na jedynego członka zarządu TVN powoła jakiegoś „wschodniego dyktatora”? Równie dobrze można straszyć „wschodnim dyktatorem” w każdej dziedzinie życia społecznego i gospodarczego. W przypadku radiofonii i telewizji ów straszak jest jednak wyjątkowo chybiony. Przecież pan Witold Kołodziejski wie doskonale, że w art.38 ustawy o radiofonii i telewizji od 30 lat istnieje zapis, który stwierdza, że koncesja może być cofnięta, jeżeli rozpowszechnianie programu powoduje zagrożenie interesów kultury narodowej, bezpieczeństwa i obronności państwa lub narusza normy dobrego obyczaju. Gdyby więc ten zły wilk się naprawdę pojawił, to KRRiT ma już dziś w ręku strzelbę - dodał Braun w rozmowie z Wirtualnemedia.pl.
Argumentacja dla wyborców PiS?
Do słów na temat „dyktatora ze wschodu” odnosi się też Janusz Daszczyński, poprzednik Jacka Kurskiego na stanowisku prezesa Telewizji Polskiej. - Nie wiadomo, czy miałby nim być Władimir Putin, czy może Aleksandr Łukaszenka, który w warunkach „wojny hybrydowej” mógłby zawładnąć częścią rynku audiowizualnego w Polsce. To argumentacja przemawiająca w dosyć obrazowy sposób do wyborców PiS w czasie, gdy na wschodniej granicy Polski ( i – zarazem - Unii Europejskiej) mamy do czynienia z kryzysem imigracyjnym - ocenia Daszczyński.
Zdaniem menadżera, apel przewodniczącego KRRiT to kolejny dowód na to, że obóz rządzący uwiera działalność TVN24 i „Faktów” TVN. - Nie można, a nawet nie wolno, rujnować – utrwalonego już i zaakceptowanego przez widzów - polskiego ładu medialnego w imię przyszłego, wyborczego interesu partyjnego. I zgadzam się w całości z niedawną wypowiedzią Piotra Kraśki, który powiedział zwracając się do widzów TVN 24, że: „Państwa prawem jest dostęp do informacji, a naszym prawem do istnienia jest to, że państwo są z nami.” A Amerykanie, w tym pierwotni właściciele koncernu TVN Grupa Discovery nie są – przynajmniej jak do tej pory – naszymi wrogami, a Joe Biden na pewno nie jest wspomnianym przez Kołodziejskiego „wschodnim dyktatorem” - mówi Wirtualnemedia.pl były prezes TVP.
Daszczyński nie ma złudzeń co do ewentualnej decyzji Trybunału Konstytucyjnego. - Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji (całkowicie zdominowana przez Prawo i Sprawiedliwość) zwraca się do Trybunału Konstytucyjnego (także zdominowanego przez PiS) o zbadanie zgodności art. 35 ust. 3 ustawy o radiofonii i telewizji z art. 32 Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej. Zapewne Trybunał pod Przewodnictwem Julii Przyłębskiej orzeknie po myśli rządzących. Bardziej jestem ciekaw tego, co nastąpi później. Bo mało kto pamięta, że obecnie rządzący naszym krajem orzeczenia TK traktują wybiórczo. Na przykład lekceważą wyrok TK z 13 grudnia 2016 roku (obradujący jeszcze pod przewodnictwem prof. Andrzeja Rzeplińskiego), który stwierdził, że pozbawienie wpływu KRRiT na wybór władz mediów publicznych nie jest zgodny z Konstytucją RP. I co na to przewodniczący Kołodziejski? Ano nic - przypomina były szef TVP.
Dołącz do dyskusji: Szef KRRiT chce, żeby Trybunał Konstytucyjny zdecydował w sprawie TVN. „To jak samooskarżenie”
Osiem gwiazdek
Pisz sobie te osiem gwiazdek, a PiS i tak wygra kolejne wybory. Tyle to jest warte...