Eksperci o „Małych Gigantach”: wrzucanie do jednego worka diametralnie różnych talentów jest nieuczciwe (opinie)
W „Małych Gigantach” obowiązują niejasne kryteria, wedle których dzieci przechodzą do kolejnego etapu. Program jest zrealizowany na dosyć dobrym poziomie i ma szansę na powiększenie tej popularności - nowy talent-show stacji TVN oceniają Marcin Perzyna, Radek Kobiałko, Agata Młynarska, Hanna Lis, Dorota Zawadzka, Agnieszka Balla i Wiesław Godzic.
Stacja TVN wprowadziła do ramówki nowy talent-show „Mali Giganci”, oparty na formacie meksykańskiej firmy Televisa. Za jego realizację odpowiada FremantleMedia Polska. W programie dzieci w wieku 4-12 lat prezentują swoje zdolności przed jury w składzie: Kuba Wojewódzki, piosenkarka Agnieszka Chylińska oraz aktorka Katarzyna Bujakiewicz. Do występów przygotowują uczestników trenerzy (Oliwier Janiak, Urszula Chincz, Piotr Rubik, Czesław Mozil, Aneta Todorczuk-Perchuć i Natalia Lesz), którzy kompletują drużyny. Mały uczestnik, który odpada z programu otrzymuje nagrodę pocieszenia. W kolejnym etapie drużyny będą rywalizować ze sobą, a opiekunowie wraz z dziećmi przygotują programy artystyczne.
Producent i reżyser dużych widowisk rozrywkowych Marcin Perzyna ocenia realizację „Małych Gigantów” na dosyć dobrym poziomie.
- Widać jednak jeszcze pewną świeżość formatu i poszukiwanie przez jego twórców właściwych akcentów i tempa. Podstawą są jednak emocje stanowiące bazę do budowy narracji. Niezaprzeczalnym atutem w programach z udziałem dzieci jest ich naturalność i szczerość. Widać starania reżysera i jurorów aby szczególnie delikatnie obchodzić się z dziećmi, które odpadają z programu - zauważa Perzyna. - To największa trudność w formatach z udziałem dzieci, aby uszanować wrażliwość dziecka i nie poczynić szkód, które mogą się odbić na psychice dziecka. Istotnym ryzykiem jest rutyna, które dotyka produkcję kolejnych odcinków serii. W przypadku formatów z udziałem dzieci nie można sobie pozwolić na rutynowe zachowania w stosunku do dzieci z powodów, o których wspomniałem wcześniej - podkreśla.
Bardziej krytyczny w swojej ocenie „Małych Gigantów” jest Radek Kobiałko, reżyser i producent kreatywny oraz dyrektor platformy OZ. - W tym formacie nie ma nic nowego, nic wyróżniającego go od innych talent-show i - co gorsza - nic co odróżniałoby go od podobnych programów z udziałem dorosłych - zwraca uwagę Kobiałko. - Niby przygotowane według talentszołowej recepty, gdzie składnikami są wzruszenia, uśmiechy etc. generowane przez uczestników, którzy do pewnego etapu robią za tło dla gwiazdorskiego jury - dodaje.
- Niby poziom emocji kiedy na scenie dzieci powinien być jeszcze większy, ale dla mnie, poza wyjątkami od reguły, program ani ziębi ani grzeje. Niby dobrze zrealizowany, poprawny casting fajny prowadzący i w miarę dobrze dobrani opiekunowie oraz jury ale... nie mam ochoty zobaczyć już żadnego odcinka poza tymi, które musiałem obejrzeć na potrzeby tej opinii. Żeby było jasne, występy dzieci biorą mnie zwykle i oglądam je często na Youtube i tam bez otoczki wielkiego show kręcone, na przykład, telefonem komórkowym, dostarczają mi więcej emocji i wzruszeń niż wszystkie występy w „Małych Gigantach” - ocenia Radek Kobiałko.
Kobiałko zastanawia się również nad tym: czy dzieci w ogóle powinny występować w takich programach? - Nie mam nic przeciwko gdy spełnione zostanie wiele warunków gwarantujących jak najlepszą ochronę dzieciakom. Doceniam starania realizatorów programu by tak było, ale gdy słucham komentarzy Kuby Wojewódzkiego wypowiadanych do dzieciaków to mam duuuuże wątpliwości, czy jeden psycholog pojawiający się w napisach końcowych wystarczy aby zapewnić właściwą opiekę dzieciom i ich rodzicom. Tyle osób zatrudnionych przy programie, tylu uczestników i gwiazd, taki duży budżet, który wystarczył na 11 stylistów, 8 fryzjerów, 10 charakteryzatorów i...jedną panią psycholog? TVN... stać Was na więcej - stwierdza dyrektor platformy OZ.
Zdaniem Marcina Perzyny, szczególnie udany debiut w roli gospodarza talent-show zaliczył Filip Chajzer. Natomiast elementem formatu, który wymaga dopracowania jest przydatność w programie opiekunów drużyn. - Po pierwszym odcinku nie byłem pewien roli, jaką mają do spełnienia - ocenia producent. - Scenografia i oprawa z widocznymi elementami nawiązującymi do zabawy i dzieci. W moim odczuciu nieco zbyt dużo jest „dorosłości” w oprawie samych występów, ale to moje indywidualne poczucie estetyki - zaznacza Marcin Perzyna.
Z tą oceną zgadza się Radek Kobiałko, według którego Filip Chajzer jest najlepiej dopasowany do małych uczestników i samej formuły programu. - To, co innym zdarza się udawać lub przychodzi z trudem - jemu wychodzi naturalnie. Dobra stylówa, dykcja, naturalność i świetne reakcje na nieprzewidywalne zachowania dzieciaków. On naprawdę zwraca na nie uwagę, a kiedy żegna się z przegranymi czuć troskę - zauważa Kobiałko. - Czesław Mozil i Piotr Rubik są na swoim miejscu, pozostałych wyborów osób na opiekunów drużyn nie rozumiem - dodaje.
Szef platformy telewizyjnej OZ zwraca uwagę, że widz „Małych Gigantów” ma do czynienia z odświeżoną formą programów, które oglądał już wcześniej. - Program smakuje jak odgrzewany, ale dalej letni, gulasz z cyklu „przegląd talentszołowej kuchni stuningowanej pod dzieci”. Niektóre zabiegi reżysera, znane z podobnych formatów, tu z dodatkowym alibi troski o dzieci, są tak powtarzalne i przewidywalne, że wygaszają emocje - zauważa producent. - Tak jest z decyzją, kto przechodzi dalej - powtarza się schemat remisów po głosach dwóch jurorów i „emocji” przed decyzją trzeciego. Te reżyserowane głosowania jurorów znamy z innych programów, tu jednak one przeważają - podkreśla Kobiałko.
Agata Młynarska, dziennikarka i prowadząca „Świat się kręci” w TVP1, a w przeszłości producent kreatywny, pracujący przy zagranicznych formatach telewizyjnych, krytycznie ocenia program „Mali Giganci”.
- Obowiązują tam niejasne kryteria, wedle których dzieci przechodzą do kolejnego etapu. Dzieci mają wyostrzone poczucie sprawiedliwości i muszą wiedzieć jakie są kryteria oceny. Komentarze jurorów odwołujące się do abstrakcyjnego poczucia humoru nie są zrozumiałe dla maluchów. Niektóre potrafią się w tym odnaleźć, inne są kompletnie zagubione - zaznacza Młynarska. - Producenci z pewnością przedstawiają rodzicom i dzieciom zasady programu, uczestnicy podpisują umowy, nagrania odbywają się pod okiem dyżurnego psychologa, ale i tak wiara, że się uda, jest ogromna. Nic nie jest w stanie wynagrodzić zawiedzionych nadziei. A już z pewnością nie kubełek z popcornem - podkreśla dziennikarka, nawiązując do nagrody pocieszenia, którą otrzymuje dziecko odpadające z show.
Zdaniem Agaty Młynarskiej, program TVN jest zmontowany tak sprytnie, że uwaga widza skupia się na wygranym. - Ale przez sekundę widzimy jednak także dziecko, które nie przechodzi dalej. W tym formacie dzieci, które odpadają, nie mają zaproponowanej żadnej alternatywy, czegoś co byłoby przeciwwagą dla wygranego. Zbyszek, którego mam cały czas przed oczami, zszedł ze spuszczonym nosem ze sceny. Nie pocieszyły go słowa Filipa Chajzera, który też czuł niezręczność sytuacji i w przypływie współczucia powiedział, że zainstaluje sobie piosenkę chłopca jako dzwonek w telefonie. Zbyszek ze spuszczonym wzrokiem wrócił do Taty i wtulił się w niego jak kotek. W montażu to sekunda, a w życiu zapewne cała wieczność smutku i wielki zawód - zauważa prowadząca „Świat się kręci”.
W podobnym tonie o formule „Małych Gigantów” wypowiada się Hanna Lis, dziennikarka i prowadząca „Panoramę” w TVP2.
- Fajne, bardzo zdolne dzieciaki, atmosfera miłej i rodzinnej zabawy. Kłopot zaczyna się gdy dzieci w parach stają przed obliczem jurorów - zauważa dziennikarka. - Cała trójka oraz prowadzący odnoszą się do dzieci z sympatią i szacunkiem, ale koniec końców musi paść ocena i werdykt - ty jesteś lepszy, ty gorszy i wracasz do domu. Za ostra rywalizacja i zbyt kategoryczny jej finał jak na tak małych ludzi. Rozumiem, że ta recepta sprawdzała się w dziesiątkach innych talent-shows, ale w przypadku programu z udziałem dzieci powinna jednak ulec znacznej modyfikacji - przekonuje Hanna Lis.
Zdaniem Hanny Lis, problematyczne w samym formacie jest wrzucanie oceny przez jurorów diametralnie różnych talentów. - Po co stawiać obok siebie pięknie śpiewającą dziewczynkę i chłopca, który fantastycznie potrafi liczyć? Jak to ocenić? Nie ma takiej skali, która byłaby w stanie porównać zdolności matematyczne i wokalne - podkreśla Lis. - Scena to nie miejsce na całki i rachunek prawdopodobieństwa, z góry więc wiadomo, że mały matematyczny geniusz nie ma najmniejszych szans w starciu z małą śpiewaczką. Ustawianie takich pojedynków wydaje mi się więc mocno nieuczciwe - dodaje.
- Rozkoszne maluchy w „Małych Gigantach” są wystawione przez dorosłych na prawdziwą batalię. Bo chociaż wszystko odbywa się w atmosferze zabawy i śmiechu, to jednak dzieci rywalizują na serio. Dają z siebie wszystko i liczą na to, że przejdą dalej. Jurorzy w swoich opiniach wyrażają jedynie emocje, co sprawia, że ich sądy są bardzo subiektywne. Trudno to zrozumieć szkrabom, które myślą, że są najlepsze. Wszak zawsze wzbudzały euforię rodziny - u cioci na imieninach były w centrum zainteresowania, a tu nagle juror mówi, że „to nie jego bajka” - zauważa Agata Młynarska.
Młynarska nie ma wątpliwości, że talent-show z udziałem maluchów „robią im wodę z mózgu”. - Więcej z tych programów szkody, niż pożytku. Pożytek jeśli jest, to chwilowy, głównie dla widzów, którzy bezrefleksyjnie biją brawo przed telewizorem, myśląc sobie: jaki rozkoszny malec. No i rzecz jasna pożytek ma też stacja, która na tym świetnie zarabia - podkreśla prowadząca „Świat się kręci”.
Hanna Lis wspomina, kiedy w wieku 7 lat występowała na festiwalu piosenki dziecięcej Zecchino d'Oro we Włoszech. Widowisko było nadawane w stacji Rai 1, miało gigantyczną publiczność w studio i wielomilionową widownię przed ekranami telewizorów. - Był stres, owszem, ale taki normalny, zdrowy. Tam nikt nie pokazywał palcem „ty jesteś lepszy, a ty gorszy”, nikt nie odpadał z gry na oczach milionów ludzi. Może dlatego, że Zecchino D’Oro rządzą bracia franciszkanie z zakonu Antoniano, a nie biuro reklamy stacji telewizyjnej. Z natury rzeczy włoskiej imprezie przyświecają więc zupełnie inne cele i wartości - zaznacza Hanna Lis.
Na włoskie formaty z udziałem najmłodszych uwagę zwraca również Agata Młynarska. Wymienia emitowany na żywo „Ti Lascio Una Canzone”, w którym dzieci rywalizują, ale nie ma wśród nich przegranych. - Widzowie wybierają piosenkę - wykonawcy są równorzędni. Reguły są czytelne, emocje ogromne, ale nikt nie przeżywa frustracji, że odpadnie. W izraelskej firmie Keshet tv powstał fantastyczny format z udziałem utalentowanych muzycznie dzieci - „Maestro”. Młodzież uczy się w specjalnej szkole, każde pod okiem mistrzów, a widzowie i jury, w wielkim show na żywo, co tydzień, obserwują ich postępy - opisuje Agata Młynarska. - Jestem entuzjastką utalentowanych dzieci, które występują na scenie - nadmienia.
Jak ustalił portal Wirtualnemedia.pl, propozycję realizacji formatu z udziałem utalentowanych dzieci w 2014 roku otrzymała również Telewizja Polska. W widowisku o podobnej formule do „Małych Gigantów” najmłodsi uczestnicy mieli prezentować swoje umiejętności przed profesjonalnym jury. Show mógł trafić do jesiennej ramówki jednej z anten TVP, jednak publiczny nadawca nie był zainteresowany realizacją formatu z udziałem dzieci.
Psycholog rozwojowy Dorota Zawadzka w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl stwierdza, że udział dziecka w dużym widowisku telewizyjnym, w którym występuje rywalizacja oraz ocena, wpływa na nie na wielu różnych wymiarach. Odchodząc z takiego show mały uczestnik zawsze przeżywa przegraną.
- Zszokowała mnie nieco wypowiedź dyrektora programowego TVN dotycząca przegrywających w programie dzieci. Ta wypowiedź zawiera w sobie dokładnie to, na co zwracam uwagę w swojej krytyce. Świadczy o niezrozumieniu psychologii dziecka (Edward Miszczak: Tu nikt nie przegrywa, wszyscy wygrywają. A o tym, że ktoś odpada, nie mówimy - skupiamy się na wygranych). Szczególną opieką powinni przecież zostać objęci właśnie przegrani, to zapłakane dziecko, nie do końca rozumiejące przecież zasady rywalizacji i oceny w programie - ocenia Dorota Zawadzka.
„Mali Giganci” nie są nadawani na żywo, aby - jak przekonuje stacja - zapewnić komfort dzieciom i rodzicom. Zdaniem Doroty Zawadzkiej, takie tłumaczenie jest przeznaczone tylko dla widza. - Dla dziecka, tam, w trakcie nagrywania, wszystko jest na żywo, tam są te emocje, stres i rywalizacja. To widz został oszczędzony, a nie uczestnik. Oszczędzono także wizerunek jurorów, prowadzącego i opiekunów grup, którzy nawet w tym, co zobaczyliśmy nie zawsze wykazywali się empatią - podkreśla Zawadzka.
Przeciwnikiem wielkich produkcji nastawionych na uzyskanie dużej widowni poprzez ukazanie „emocjonalnej porażki dziecka” jest również psycholog dziecięcy i pedagog Agnieszka Balla.
Jak tłumaczy, dziecko do 7-8 roku życia ma ogromną trudność w opanowaniu emocji, a co za tym idzie trudno mu pogodzić się z przegraną. - W programie „Mali Giganci” biorą udział także bardzo małe dzieci, które nie rozumieją do końca, co tak naprawdę się dzieje - wychodzą na scenę, prezentują swój talent i oczekują wygranej. Niestety, nie zawsze tak jest. Z wielkim smutkiem ogląda się sceny, gdy dziecko płacze. Dorosły zazwyczaj nie wie, jak ma się zachować. Podejmuje próby pocieszania, ale nie zawsze są one dla dziecka zrozumiałe. Pamiętajmy, że nie wszystkie reakcje dzieci są ukazywane w programie, często na potrzeby show umieszcza się to, co widz chce widzieć - ocenia Agnieszka Balla.
Psycholog zwraca uwagę, że rodzice powinni uczyć dziecko rozumienia swoich emocji, a także umiejętnego radzenia sobie z nimi. - Powinni uczyć dziecko cieszenia się ze zwycięstwa, ale również nauczyć swoją pociechę jak radzić sobie z przegraną. Należy tłumaczyć, że życie jest pasmem sukcesów i porażek. Ważne, aby rodzic zaszczepił pokorę jeśli dziecko odniosło porażkę - podkreśla Agnieszka Balla.
Medioznawca prof. Wiesław Godzic przyznaje, że podchodzi do programu TVN z zaciekawieniem, bo - jego zdaniem - dzieci są wdzięcznym obiektem działań telewizji.
- Dzieci nie kłamią, nie udają, mówią wprost. To nam się podoba. Z drugiej jednak strony, mogą być w takich programach bardzo narażone, bo występ może zapaść na długo w pamięci. Stacja TVN stara się bardzo je ochronić, a wśród jury szczególnie Katarzyna Bujakiewicz walczy o ich dobro - zauważa medioznawca. - Niebezpieczne jest to, że dzieci bardzo wcześnie startują do wyścigu. Często bywa tak, że to rodzice poprzez swoje dzieci uczestniczą w talent-show. Widziałem scenę w odcinku, w której dziecko, które wygrało zazdrościło temu odchodzącemu nagrody pocieszenia. Dzieci nie do końca potrafią zrozumieć, że wygrały, ale nic nie otrzymały, bo wygrały coś abstrakcyjnego. Jednak nie sądzę, aby było to groźne dla małych uczestników - podkreśla Wiesław Godzic.
Prof. Godzic zwraca uwagę na wiek dzieci, w programie udział mogły wziąć już 4-latki. - Być może są za młode na tego typu program, ale trudno też powiedzieć, żeby one stawały w jakiekolwiek szranki. To raczej zabawa niż poważny teleturniej. Obecność rodziców i praca psychologa niemalże gwarantują, że nie rozwinie się to w niepożądany sposób - prognozuje Wiesław Godzic.
Styczność z formatami dziecięcymi miała w przeszłości Agata Młynarska. Była prowadzącą m.in. programu „Dzień kangura” oraz teleturnieju „Eureko - ja to wiem”, w której występowała wybitna młodzież. - Kryteria były tam przejrzyste, uczestnikami byli gimnazjaliści. Wszyscy uczestnicy wiedzieli, na co się decydują, a i tak nie obyło się bez łez, przykrych sytuacji i zawiedzionych oczekiwań niektórych uczestników. Dlatego z doświadczenia wiem jaki jest „koszt” takiego programu, co kryje się pod warstwą blichtru, śmiechu i oklasków - stwierdza po latach Młynarska.
Nowe show stacji TVN cieszy się bardzo wysoką oglądalnością. Po trzech tygodniach „Mali Giganci” byli najpopularniejsi w swoim paśmie (sobota, godz. 20.00). Średnia widownia dotąd pokazanych odcinków wyniosła 3,71 mln osób, co przełożyło się na 23,48 proc. udziału w rynku telewizyjnym wśród wszystkich widzów oraz 23,81 proc. w grupie komercyjnej 16-49 (więcej na ten temat).
Analizując powodzenie komercyjne formatu Radek Kobiałko zastanawia się, dlaczego podobnego show z udziałem dzieci nie ma obecnie w innych telewizjach. - TVN jest więc skazany na sukces, mimo tego, że „Małych Gigantów” można było zrobić inaczej, lepiej. Zrobiony został sztampowo, zachowawczo, bezpiecznie na bazie formatu-wymówki dla braku własnej inwencji, ale jako potrzebna pozycja w ramówce i brakujący element u konkurencji skalkulowany na chłodno i skutecznie zapewni stacji dobrą oglądalność w tym paśmie - prognozuje Kobiałko. Zgadza się z nim Marcin Perzyna. - Po pierwszych odcinkach widać, że format spodobał się publiczności. Ma szansę na utrzymanie tej popularności, a nawet jej powiększenie. Wszystko w głowach i rękach realizatorów projektu - ocenia.
Dołącz do dyskusji: Eksperci o „Małych Gigantach”: wrzucanie do jednego worka diametralnie różnych talentów jest nieuczciwe (opinie)