Betlejewski o „Prowokacjach” z pracą: podobny schemat we wcześniejszych odcinkach. Publicyści krytyczni, widzowie podzieleni
Rafał Betlejewski podkreślił, że odcinek jego programu w TTV z rozmowami kwalifikacyjnymi upokarzającymi kandydatów do pracy został oparty na podobnej zasadzie jak wcześniejsze odcinki. Publicyści w większości skrytykowali eksperyment, natomiast widzowie w social media ocenili go różnie.
W niedzielę wieczorem TTV pokazała odcinek programu „Betlejewski. Prowokacje” oparty na eksperymencie w Radomiu: po publikacji fikcyjnego ogłoszenia o pracę dwójka aktorów przeprowadzała rozmowy kwalifikacyjne z osobami autentycznie szukającymi zatrudnienia. Pokazano m.in., jak jedna z kobiet zgodziła się na polecenie rekruterki zrobić 10 przysiadów, a grupa osób zaakceptowała informację, że w firmie mężczyźni za taką samą pracę zarabiają o połowię więcej od kobiet.
W internecie o odcinku dyskutowano już w sobotę wieczorem, ponieważ Rafał Betlejewski zapowiedział go w tekście na stronie Mediumpubliczne.pl. Opisał sytuacje z eksperymentu, które nie trafiły do emisji w TTV: mężczyzna zgodził się jako kierowca ciężarówki przemycać nielegalnych imigrantów, emeryt był chętny przy okazji sprzątania pomagać bogatym ludziom zażywać narkotyki, a młody chłopak zgodził się jako szofer świadczyć biznesmence usługi seksualne.
Betlejewski w artykule przeprosił wszystkie osoby nieświadomie uczestniczące w eksperymencie. - Wiem, że nie spodziewały się tego, co je spotka, wiem, że szukały uczciwego zajęcia, że dzielnie walczą o siebie w bezlitosnym środowisku polskiego kapitalizmu. Na swoje usprawiedliwienie powiem, że robiliśmy tylko to, co naprawdę zdarza się podczas rozmów kwalifikacyjnych. Poddaliśmy próbie bogu-ducha-winnych ludzi po to, byśmy wszyscy mogli się nauczyć, czego nie wolno robić, jak nigdy się nie zachowywać i czego nie możemy tolerować. Mam nadzieję, że ta nauka nie pójdzie na marne i przed naszą następną rozmową kwalifikacyjną wszyscy będziemy mądrzejsi - napisał.
W rozmowie z Wirtualnemedia.pl zaznaczył, że zarejestrowano rozmowy z ok. 20 osobami, z czego pokazano mniej niż pięć sytuacji. Podkreślił, że uczestnikom zapewniono wsparcie psychologiczne, zaraz po nagraniu wyjaśniono im sens akcji i uzyskano zgodę tych, których pokazano w programie (niektóre twarze zostały zamazane). Podkreślił, że występuje w tym cyklu jako performer, a nie dziennikarz.
Krótko przed emisją programu Rafał Betlejewski w kolejnym tekście zwrócił uwagę, że na podobnym schemacie prowokacji były oparte wszystkie dotychczasowe odcinki cyklu. - Za każdym razem omawiamy temat, zastanawiamy się, jak go pokazać, jak wydobyć prawdziwe emocje, ale zrobić to w sposób nie przekraczający norm. Wszyscy uczestnicy programu otrzymują wyraźną informację o tym w czym wzięli udział, gdzie to będzie emitowane i są proszeni o wyrażenie zgody na publikację wizerunku. Czasami dostają za to wynagrodzenie, czasami nie - wyjaśnił.
Przypomniał , że wcześniejsze odcinki też dotyczyły kontrowersyjnych tematów. - Odnosiliśmy się dwukrotnie do tematu uchodźców muzułmańskich w Polsce, tematu przemocy seksualnej wobec kobiet, mobbingu w pracy, drobnych kradzieży, przemocy domowej, przemocy wobec dzieci, szacunku wobec flagi, pijanych lekarzy, i wielu innych - wyliczył.
Jedynie częściowo zgodził się z zarzutem, że celem takich prowokacji jest wysoka oglądalność programu. - Czemu to robimy? Ktoś powie, że dla oglądalności. To prawda. Ale oglądalność można osiągnąć też rozrywką w stylu Taniec Na Lodzie, my jednak wybraliśmy robienie telewizji zaangażowanej, trudnej, poruszającej społeczne struny - podkreślił.
Eksperyment Betlejewskiego w serwisach społecznościowych skrytykowało wielu dziennikarzy, nie tylko w krótkich wpisach twitterowych. - Człowieku, czy ty nie rozumiesz, że wkręcanie biednych i słabych przez gościa wygodnie osadzonego w życiu - czyli Ciebie - to zwyczajne okrucieństwo? - zapytał go Artur Domowsławski, reporter „Polityki”. - Jeśli chcesz robić prowokacje czy eksperymenty społeczne, to przeczytaj najpierw cokolwiek. Np. książkę Barbary Ehrenreich i powtórz jej eksperyment w Polsce - żyj jak ona w jakimś polskim odpowiedniku trailer parku przez pół roku, potem w następnym i następnym. I to opisz. Albo zrób coś jak Guenter Wallraff, gdzie coś zaryzykujesz sam, zamiast robić biednego i bezbronnego w balona. Wkręć pracodawcę, którego ochroniarze mogą połamać Ci nogi - wtedy powalczysz z dzikim kapitalizmem. I może dzięki temu ktoś zmieni prawo w Polsce. Albo tego nie rób, bo to niebezpieczne i może nie warto - nikt nie będzie miał do Ciebie o to pretensji - poradził.
Równie krytyczny był Wojciech Krzyżaniak, szef serwisu wTelwizji.pl i współpracownik TOK FM. - To nie jest pierwszy „eksperyment" p. Betlejewskiego. Ów intelektualnym bełkotem od lat pozuje na kogoś kim nie jest. Jego działania to bardzo często ordynarna paradziennikarska hucpa, do której autor dorabia sobie tworzoną na potrzebę chwili ideologię. Manipulator, i wydaje mi się, że po prostu zły człowiek. To takie działania powinny kończyć się wręczeniem statuetki wielkiej hieny, a nie jakieś dziennikarstwo polityczne - ocenił. - Czym jego „prowokacje” różnią się od tak gremialnie krytykowanych działań i „prowokacji” naszych tabloidów? Ale cel został osiągnięty - tak jak w tabloidach - mówi się o nim, znów jest „kontrowersyjny” i znów może się kur... odnieść ze zrozumieniem do sprawy i napisać kolejną epistołę w obronie czegokolwiek - dodał.
Betlejewskiego w serwisie Mediumpubliczne.pl skrytykowała prawniczka prof. Monika Płatek, zarzucając mu m.in. koniunkturalizm. - Eksperyment został zrobiony przez telewizję TTV, ludźmi i jak rozumiem pieniędzmi TTV, ale i naszego kolegi i Redaktora Naczelnego z Medium Publicznego. W TTV pracuje i zarabia - podkreśliła.
Przypomniała też, że w przeszłości przeprowadzono wiele słynnych eksperymentów psychologicznych odsłaniających ciemne strony natury ludzkiej. - Eksperyment rządzi się swoim prawem. Pierwszą zasadą jest informacja, że bierze się udział w eksperymencie. Informacja podana przed, a nie po fakcie. Ktoś, kto ją łamie i tak postawionym wymogom nie pokazuje fucka - powinien sobie odpowiedzieć - dlaczego? Czy wszystko na co go stać dla szmalu to styl agenta Tomka? - zapytała prof. Płatek.
Dziennikarka „Polityki” Joanna Gierak-Onoszko zwróciła uwagę, że w różnych programach telewizyjnych osoby są stawiane w upokarzających sytuacjach, pokazywane jako gorsze, potrzebujące pomocy. - Oglądamy to od lat, a jurorów w tych programach kreujemy na gwiazdy. Niezamożnym ładnie urządzamy mieszkania, nieporadnym wychowawczo tresujemy dzieci, zagubionym życiowo - każemy perfekcyjnie sprzątać. Grubych - odchudzamy, samotnym - każemy walczyć o uwagę i akceptację - wyliczyła w serwisie internetowym tygodnika. - Bohaterowie tych programów nie zawsze są świadomi zasad gry, do której wchodzą. Wrzucani są w medialny bęben, pokazani w upokarzającym świetle, wykorzystani dla podniesienia słupków oglądalności. Ale tylko Betlejewski nie udawał, że robi program rozrywkowy - dodała.
Z kolei Przemysław Szubartowicz już w sobotę późnym wieczorem poinformował, że z powodu tego eksperymentu kończy współpracę z serwisem Mediumpubliczne.pl. - Myślę, że pomysłodawca ma problem. Przekroczył wszelkie granice. Moja noga tam nie postanie - podkreślił.
W sprawie zakończenia przeze mnie współpracy z @mediumpubliczne mam do powiedzenia tyle: @AntyAnty @AGozdyra @J_Kaska @p_czerniawski pic.twitter.com/USqcbWuT8c
— Przem.Szubartowicz (@PSzubartowicz) 25 września 2016
Za to w komentarzach, które widzowie w trakcie i po emisji dyskutowanego odcinka zamieścili na fanpage’ach programu i stacji TTV, pojawiły się opinie akceptujące pokazany eksperyment. Doceniono go głównie za to, że przypomina autentyczne sytuacje.
- Świetny odcinek, niestety to wszystko jest prawdą. :( Lecz z drugiej strony co pomyśleli ludzie którym zależało na pracy a tu okazje się, że to prowokacja - napisał Bartosz Wieczorek. - Prawie płakałam przy tym odcinku, niestety program pokazał jak wygląda życie .... i szukanie pracy! - stwierdziła Iga Werner. - Bardzo dobrze że zostało to pokazane i choć tych ludzi żal ze musieli przez to przejść, to może teraz będą bogatsi o to doświadczenie i nie pozwolą następnym razem na takie traktowanie - więc niekoniecznie ta sytuacja była niepotrzebna - zwróciła uwagę Aleksandra Szymała. - Mam taki ogólny wniosek z tego odcinka - dopóki my sami nie zaczniemy się szanować, nie poszanują nas pracodawcy. Będą traktować nas tak, jak im pozwolimy od początku, tzn. od rozmowy kwalifikacyjnej - napisała Kamila Tylicka. - Odcinek ukazujący prawdę o poniżaniu pracowników - ocenił Michał Kot.
Dołącz do dyskusji: Betlejewski o „Prowokacjach” z pracą: podobny schemat we wcześniejszych odcinkach. Publicyści krytyczni, widzowie podzieleni