Sławomir Jastrzębowski: Tekst o Durczoku wygląda na zlecenie i cuchnie sądem kapturowym
Tekst we „Wprost” to nie jest żadne dziennikarstwo, to jest czyste obrzydlistwo. Wygląda na zlecenie na Kamila Durczoka realizowane prymitywną metodą „na chama” - ocenia Sławomir Jastrzębowski, redaktor naczelny Grupy Super Express.
Intencje autorów są aż nazbyt wyraziste: za wszelką cenę i wszelkimi sposobami zniszczyć gwiazdę TVN. Fakty w tym tekście się nie liczą, bo żadnych faktów, które miałyby kompromitować dziennikarza tam po prostu nie ma. Chodzi wyłącznie o mechanizm „unurzania”, czyli skojarzenia szefa „Faktów” z czymś niewłaściwym. Temu służy po pierwsze język autorów: „został przyłapany przez policję, jak ucieka z mieszkania”. Przyłapany? Ucieka? Przecież to nachalnie prostacka nieprawda i cały tekst taki jest. Po drugie, temu służy sekwencja bzdur rozwijanych w artykule. Dziennikarze „Wprost” wchodzą do cudzego mieszkania, w którym Durczok był nie wiadomo jak długo, i ze sobie tylko znanych powodów kojarzą jego osobę z białym proszkiem i erotycznymi akcesoriami, które mogli przecież przynieść sami. Jakim prawem? Prostym: zniszczyć za wszelką cenę.
Ten materiał, który wejdzie do historii polskiej dziennikarskiej hańby, kończy się kuriozalnie „Za tydzień dalszy ciąg śledztwa „Wprost” dotyczącego molestowania i lobbingu w stacji telewizyjnej”. Jaki dalszy ciąg śledztwa, skoro oni nie przeprowadzili żadnego śledztwa, natomiast wysłuchali zwierzeń jakiejś pani? Ten tekst cuchnie sądem kapturowym.
Sławomir Jastrzębowski, redaktor naczelny Grupy Super Express
Dołącz do dyskusji: Sławomir Jastrzębowski: Tekst o Durczoku wygląda na zlecenie i cuchnie sądem kapturowym
Durczok sam się pogrążył, a Wprost wydobył to na światło dzienne. Ale ręka rękę myje - zwłaszcza w światku medialnym.