Dlaczego „Barry” HBO to najlepszy komediodramat ostatnich lat? Recenzja sezonu finałowego
„Barry” to jeden z bardziej zaskakujących seriali, konsekwentnie wyłamujący się prawidłom gatunku. Zaczynał niepozornie, sugerując powtórkę z „Dextera”, a ostatecznie okazał się autorskim, autonomicznym i niezwykle przemyślanym konceptem, którego nikt się nie spodziewał, słysząc, że to kolejna produkcja o seryjnym zabójcy. Gdzie zastajemy Barry’ego w finale?
1. Kim jest Barry Berkman?
Zaczynając finałowe spotkanie z bohaterem, warto przypomnieć, kim był gdy spotkaliśmy go po raz pierwszy. Przyjechał do Los Angeles, żeby wykonać zlecenie, ale postanowił zostać, chcąc zmienić swoje życie i zerwać z przeszłością. Gdy zwykle mówią tak bohaterowie seriali proceduralnych, wiemy, że tzw. trudna przeszłość, to będzie ich wizytówka, swoisty ornament. Z Barrym (Bill Hader) jednak jest inaczej.
Ten bohater jest skomplikowany, śmieszno-straszny, momentami wręcz przerażający, innym razem bardzo ludzki, a tego akurat nie chcemy w nim dostrzec, w końcu to seryjny zabójca. Gdy więc chce zmienić swoje życie, brzmi to jak żart. Oto bowiem zabójca, weteran wojenny zmagający się z problemami psychicznymi i całą masą niedopowiedzianych historii z „byłego” życia, planuje zostać aktorem i odciąć się grubą kreską od tego, co było złe.
2. Czy Barry i Dexter to ta sama postać?
Punkt wyjścia serialu brzmi tak niedorzecznie, że komiksowa estetyka i przerysowanie typowe dla „Dextera” od razu przychodzi nam do głowy. Dlaczego więc te seriale tak bardzo się między sobą różnią? „Barry” chce opowiedzieć coś więcej niż tylko biogram jednej postaci. Historia o traumie niesionej przez kolejne pokolenia, o poszukiwaniu i odczuwaniu wiecznej pustki wykracza poza problemy głównego bohatera, w równym stopniu dotyka Sally (Sarah Goldberg), pana Gene’a Cousineau (Henry Winkler), a także Hanka (Anthony Carrigan). Zbiór tak dziwnych, niepasujących do siebie elementów, jaki tworzą bohaterowie serialu, to dawka uderzeniowa problemów współczesnego świata. Każdy jest samotny, zraniony, porzucony, w wiecznym braku i niespełnieniu. Ale czy to znaczy, że Hank, Sally, Gene i Barry mają w sobie pokłady empatii, żeby dostrzec ten sam brak u kogoś obok? Niekoniecznie. Dlatego tak bardzo fascynujące jest przyglądanie się autodestrukcji bohaterów często ślepych na problemy innych.
Akcja toczy się w środowisku aktorów i serial o tym nie zapomina. Pokazuje nam, że każda z postaci dąży do nakarmienia swojego ego i emocji, poczucia, że w końcu jest dostrzeżona. Historia Sally, ale i pana Gene’a dowodzi, że ich losem rządzi pragnienie bycia podziwianymi. Okazuje się to ważniejsze niż zdrowy rozsądek i zadbanie o własne bezpieczeństwo. Gene czyni ze swojego życia show nawet jeśli podziwiać go będzie tylko jedna osoba (jeśli w ten sposób ma o nim usłyszeć świat, trudno, cel uświęca środki).
3. Czy Sally jest kolejną ofiarą Barry’ego?
W sezonie finałowym mamy okazję poznać słynne miasteczko Joplin, które wychowało Sally i pozwoliło jej zatriumfować jako aktorce nawet jeśli pierwotnie było źródłem wielkiej traumy. Widzimy, dlaczego bohaterka ma tyle problemów emocjonalnych, których nie potrafi przepracować mimo świadomości, co poszło nie tak. Poznajemy jej matkę i ojca, zaczynamy rozumieć, dlaczego Joplin może być pułapką, mimo że wszyscy są ujmująco mili i prawią sobie komplementy.
Sally dzięki świetnej roli Sarah Goldberg pokazuje nie tylko problemy millenialsów krytykowanych za nadmierne analizowanie siebie i pogoń za często iluzorycznym uzdrowieniem. Dostrzegamy w niej także pokłady „destrukcyjnej” samoświadomości, która zamiast pomóc, wykańcza ją każdego dnia, odbierając kolejną nadzieję. Sally wie, jakie problemy spotkały ją w dzieciństwie i młodości, wie jakie mechanizmy pomagają jej radzić sobie z traumą, a mimo to nie potrafi przekroczyć granicy swojej autodestrukcji, wraca do domu rodzinnego po więcej bólu i złych wspomnień. Bohaterka jest idealnym przykładem zniewolenia mnogością narzędzi i bodźców, które mają pomóc jej poczuć się lepiej, a koniec końców i tak ląduje w swoim dawnym pokoju wtłoczona w rolę dziecka.
4. Czy Barry przejdzie przemianę?
Barry znalazł się w nowej sytuacji, której długo nie mogliśmy sobie wyobrazić, zatem należy zadać pytanie, czy podobnie jak Dexter, zapłaci w końcu za swoje grzechy? Sezon czwarty odsłania nam dzieciństwo bohatera, ukazuje nowe konteksty, uczy nas tej postaci na nowo. Nie jest już tak śmiesznie i groteskowo jak wcześniej, sytuacja staje się bardzo poważna, a Barry zmienia ton, mówi o sprawach, o których dotychczas głównie milczał.
Bill Hader mistrzowsko odgrywa swoją postać. Początkowo miała być głównie źródłem żartów, ale każdy kolejny sezon dodawał jej powagi i dramatyzmu. W sezonie finałowym Barry porusza się po całej skali emocji. Trudno za nim nadążyć i to jest piękne.
5. Komedia czy dramat?
Bill Hader i Alec Berg, czyli twórcy serialu stworzyli absolutnie przenikliwy i bolesny traktat o współczesnym pogubieniu i desperackim poszukiwaniu szczęścia. Barry sądzi, że odnajduje je w aktorstwie, a przecież jedyny jego naprawdę udany występ ma miejsce wtedy, gdy odtwarza swoje prawdziwe emocje z najgorszego dnia w życiu. Nie potrafi zbudować żadnych odniesień do sytuacji, których nie doświadczył, gdyż brakuje mu empatii, jest znerwicowanym typem, który nie wie nawet, czym są emocje, które chciałby odczuwać (jak miłość, o której mówi w odcinku otwierającym sezon czwarty). Bill Hader nie chciał, żebyśmy polubili jego bohatera, a mimo wszystko czujemy więź z jego bezradnością wobec samego siebie, znużeniem podejmowaniem decyzji, gdy już nie ma na to siły.
„Barry” wiele razy zmieniał kurs i udowadniał, że nie jest to kolejny serial, którego finał z łatwością przyjdzie nam odgadnąć. Czy Barry skończy jak Dexter, a może przejdzie przemianę, w którą będziemy w stanie uwierzyć? Czy dogoni w końcu małego chłopca powracającego w retrospekcjach?
Kolejne odcinki serialu „Barry” pojawiać się będą w każdy poniedziałek na HBO Max.
Dołącz do dyskusji: Dlaczego „Barry” HBO to najlepszy komediodramat ostatnich lat? Recenzja sezonu finałowego