„Paparuchy kontra ryje” - wicenaczelny „Życia na Gorąco” zdradza kulisy pracy paparazzich
W czwartek 3 grudnia br. w sprzedaży pojawi się nowa książka dziennikarza Tomasza Potkaja pt. „Paparuchy kontra ryje. Celebryci made in Poland”. Autor opowiada o kulisach pracy paparazzich, polujących na zdjęcia celebrytów.
Rozdział 3. Plac Zbawiciela
W ostatnich latach celebryci stali się zamożniejsi. Wielu pokupowało domy na wsi. Coraz trudniej spotkać ich w centrach miast. A poza tym ciężko pracują. Częściej są na planach seriali, reklam, telewizyjnych programów rozrywkowych, filmów, na próbach niż w knajpach.
Paparazzi podglądający życie celebrytów mają swoje trasy i miejsca. Trzeba się ruszyć z domu wieczorem. Powiedzmy o dziesiątej wieczorem. Zwłaszcza, jeśli gdzieś w mieście jest afterparty, na którym bawią się celebryci. Paparazzi swoimi samochodami objeżdżają trasę, uważnie się przyglądając. Trasa to ulice, przy których są knajpy, gdzie można spotkać interesujących ludzi. To znaczy takich, których zdjęcia kupią gazety i portale. Te ostatnie, nawiasem mówiąc, płacą coraz więcej. Najlepiej za zdjęcia w sytuacjach prywatnych, ale też nieoczywistych, bo tylko wtedy jest dobra, tabloidowa historia. Czyli jeśli mąż z żoną, to raczej nie swoją. Takie romansowe klimaty. Chyba, że świętują jakąś okrągłą rocznicę. Paparazzo zna marki samochodów swoich ofiar, zna numery rejestracyjne. To abc tego zawodu. Podobnie jak adresy. Tego nikt nie da za darmo, to są tajemnice, których się strzeże. Musisz to sam wyjeździć. Wyśledzić. (…)
Stojąc pod studiem telewizyjnym zyskuje się jeszcze jedno: można ustalić prywatny adres celebryty albo go zweryfikować, bo celebryci ostatnio często się przeprowadzają. Wbrew pozorom ustalenie adresu nie jest łatwe. Celebryci dobrze wiedzą, że ktoś za nimi jeździ. Więc stosują różne techniki, żeby pozbyć się ogona. Tym bardziej wyszukane, im bardziej są „kumaci”. Na przykład wjeżdżają w ślepą uliczkę i zatrzymują samochód. Albo krążą po mieście tak długo, aż uda im się zgubić paparucha. Jedną z metod jest tzw. kwadrat. Polega on na tym, że celebryta, wsiadając rano do samochodu, kilkakrotnie objeżdża osiedle lub okolicę sprawdzając, czy jest śledzony. Wtedy paparazzi mają trudniej: muszą parkować dalej i jechać w większej odległości.
Ponieważ większość celebrytów mieszka na nowych, często strzeżonych osiedlach lub w domach, problemem jest ustalenie, czy w ogóle jest w domu (w przypadku, gdy okna nie wychodzą na ulicę). Trzeba sprawdzić, czy samochód celebryty stoi na podziemnym parkingu. Na szczęście wejście do podziemnego parkingu jest proste.
Dziś nie ma już pościgów za celebrytami jak ten Przemka Stoppy za Małgorzatą Foremniak. To raczej śledzenie. Tak czy inaczej w ich trakcie wielokrotnie łamie się przepisy przekraczając prędkość lub przejeżdżając na czerwonym świetle. Konsekwencje są poważne, zdarza się, że paparazzo z powodu przekroczenia liczby karnych punktów traci prawo jazdy. Co ciekawe, nikt nie słyszał, aby taki przypadek spotkał jakiegoś celebrytę.
– Ale to, że masz adres, nie oznacza, że zrobisz prywatne zdjęcie celebrycie. Na nowych osiedlach, na przykład takich jak warszawskie miasteczko Wilanów, trudno zaparkować tak, by samochód był niewidoczny. Paparazzo dość szybko jest więc zauważony. Celebryta potrafi wyjechać z podziemnego garażu z drugiej strony. Żeby jak najdłużej zachować anonimowość, paparazzi muszą używać różnych samochodów, czasem pożyczonych. Z reguły pracują parami lub we dwóch. Jeden prowadzi, drugi robi zdjęcia. Czasem celebryta podchodzi i próbuje negocjować. Żeby dali mu spokój. Tak robi na przykład Marcel Sora, partner Anny Muchy. Kiedy jedzie z nią samochodem i widzi śledzących ich paparazzi, zatrzymuje się, wysiada, podchodzi do nich i mówi:
– Słuchajcie, dziś mamy sprawy prywatne do załatwienia, wolelibyśmy, żebyście za nami nie jeździli. Może kiedy indziej. Zdarza się, że jakiś celebryta grozi. Dzwoni po policję. Albo robi zdjęcia telefonem komórkowym. Policja oczywiście nie może nic zrobić, bo fotografowanie ludzi nie jest naruszeniem ich dóbr ani tym bardziej przestępstwem, trzeba tylko uważać, żeby nie dać wrobić się w stalking, odpowiedzialność ponosi ten, kto publikuje materiał, a to nie jest już sprawa paparazzi.
– Chociaż z tą odpowiedzialnością rzecz nie jest taka oczywista. Prawniczka, z którą ostatnio rozmawiałem, wytłumaczyła mi, że redakcja zawsze może w sądzie zrzucić winę na agencję, od której kupiła zdjęcia. No chyba, że temat był zlecony – mówi właściciel agencji.
W przypadku kontroli policyjnej temat jest już spalony. Zanim sprawdzą dokumenty, celebryta odjedzie. A policjanci potrafią dobrze „przeczesać”. Sprawdzą, czy telefony i sprzęt nie są kradzione, potrafią przeszukać cały samochód, czy nie ma w nim narkotyków. Częściej o pomoc proszą kobiety: Anna Mucha, Małgorzata Socha czy Katarzyna Glinka. Choć oczywiście to nie jest regułą.
Poprzednia 1 2
Dołącz do dyskusji: „Paparuchy kontra ryje” - wicenaczelny „Życia na Gorąco” zdradza kulisy pracy paparazzich
https://www.facebook.com/events/957590340954871/