SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Minister finansów ma problem

Wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych obniżył się w lutym 2016 r. o 0,8 proc. r/r. Był także niższy o 0,1 proc. w stosunku do stycznia br. - podał GUS.

fot. Shutterstock.comfot. Shutterstock.com

Komentarz dr Małgorzaty Starczewskiej-Krzysztoszek, głównej ekonomistki Konfederacji Lewiatan

Ze spadkiem cen towarów i usług konsumpcyjnych mamy do czynienia od lipca 2014 r., czyli od 20 miesięcy. W lutym 2016 r. wyniósł on 0,8 proc. r/r. Główne źródło deflacji jest zewnętrzne i ciągle takie samo – spadki ceny ropy naftowej i gazu na rynku światowym. Wiele czynników wskazuje na to, że ceny ropy i gazu nie będą rosły, a to oznacza, że wskaźnik cen towarów i usług może nie wzrosnąć w całym 2016 r.

Na poziom wskaźnika cen towarów i usług (CPI) silny wpływ mają także ceny odzieży i obuwia, które spadły w lutym o 4,5 proc. r/r. Casus cen odzieży i obuwia jest wyjątkowy, zapewne nie tylko w polskich warunkach. Zmiany cen tej grupy produktów od lat mają bowiem jeden kierunek – spadek, czyli wpływają na obniżenie inflacji „od zawsze”. Dostępne dane GUS wskazują, że od 2005 r. nie było okresu w którym roczny wskaźnik cen odzieży i obuwia był dodatni. Aż trudno uwierzyć, ale ceny odzieży i obuwia (rejestrowane w koszyku dóbr stanowiącym podstawę wyliczania przez GUS wskaźnika CPI) spadły od 2004 r. o 45 proc. A jednak branża „modowa” działa i rozwija się. Ale to m.in. na „zarządzaniu cenami” oparty jest model biznesowy firm „modowych”. I zapewne dlatego w kolejnych miesiącach obserwować będziemy tu spadki cen.

Ceny, które dla przeciętnego Kowalskiego są najważniejsze, to ceny żywności. A te od września 2015 r. już nie maleją. W styczniu br. nie zmieniły się r/r, a w lutym wzrosły o 0,4 proc. Nie widać tu jednak potencjału do silniejszych wzrostów, co mogłoby przełożyć się na wzrost inflacji. Nie widać także tego potencjału wzrostowego w innych grupach towarów. W gospodarce nie widać także presji płacowej, która mogłaby  przełożyć się na inflację.

Jedyne, co może popychać inflację do góry, to usługi. Widać to po cenach edukacji, czy hoteli i restauracji. Ale ich wpływ na wskaźnik cen jest relatywnie niewielki, bowiem wydatki gospodarstw domowych na te cele nie ważą zbyt dużo w wydatkach ogółem. Wspierać wzrost cen mogą również napoje alkoholowe i wyroby tytoniowe, ale tu także udział w wydatkach nie jest zbyt duży.

Minister finansów ma się zatem czym martwić, bo w ustawie budżetowej na 2016 r. założona została inflacja na poziomie 1,7 proc., co jest nie do zrealizowania. Potwierdza to marcowy raport NBP o inflacji, który istotnie skorygował prognozy zmian cen w całym 2016 r. – na minus 0,4 proc. (z 1,1 proc. w prognozie z listopada 2015 r.). A to oznacza, że jeśli spożycie indywidulane nie wzrośnie bardzo silnie, to szanse na wpływy z podatków pośrednich (VAT i akcyza) na zaplanowanym na 2016 r. poziomie są słabe. Dodatkowe pieniądze (ponad 17 mld zł), które trafią do rodzin z dziećmi w ramach programu Rodzina 500+, mogą dać wpływy z VAT na poziomie 1,5-2 mld zł. Ubytki w dochodach budżetowych z powodu deflacji będą niestety większe.

Dołącz do dyskusji: Minister finansów ma problem

0 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl