W czwartek z sieci zniknął serwis Kamila Durczoka Silesion.pl
Wczoraj z sieci zniknął serwis Silesion.pl należący do Kamila Durczoka. Witryna działała od października 2016 roku, miesięcznie notowała zazwyczaj ok. 400-700 tys. użytkowników i ok. miliona odsłon.
Od początku kwietnia teksty na Silesion.pl pojawiały się coraz rzadziej - ostatni zamieszczono w czwartek 11 kwietnia. Wczoraj serwis zniknął z internetu.
Kamil Durczok nie odpowiedział na nasze pytania w tej sprawie, nie udało nam się z nim skontaktować.
Dziennikarz w ostatnich tygodniach zamieścił natomiast kilka wpisów na Instagramie. W zeszłą sobotę opublikował krótkie nagranie znad morza. - Czas wracać. Nigdy się nie poddawaj - skomentował.
Prawie trzy tygodnie temu menedżer z firmy hostingowej w publicznym wpisie na Facebooku skierowanym do Kamila Durczoka upominał się o zapłatę faktury za wykonaną pracę. - Faktura dotyczyła przedłużenia infrastruktury dla Silesion.pl o kolejne dwa tygodnie, żeby na pewno udało się przenieść usługę, do tego jest przeterminowana niemal 2 miesiące - stwierdził. Durczok nie odniósł się publicznie do tego wpisu.
Według badania Gemius/PBI w marcu br. Silesion.pl odwiedziło 560,2 tys. realnych użytkowników (czyli 1,96 proc. wszystkich polskich internautów), którzy wykonali na stronie 813,3 tys. odsłon. Rok wcześniej serwis miał 532,1 tys. użytkowników i 924,1 tys. odsłon, a w marcu 2017 roku - 306,5 tys. użytkowników i 731,1 tys. odsłon.
Natomiast w styczniu br. witryna zanotowała 758,7 tys. odwiedzających i 1,87 mln odsłon.
Rozmach redakcyjny dużo większy od wpływów reklamowych
Pytani przez Wirtualnemedia.pl menedżerowie z branży internetowej są raczej zgodni, że powód zawieszenia Silesion.pl jest oczywisty: przychody reklamowe były niewystarczające, nie pokrywały kosztów.
- Już od samego początku mogło się wydawać, że projekt jest przeskalowany. Przypominam sobie gigantyczną akcję reklamową, która zapewne sporo kosztowała, nowoczesną i dużą siedzibę redakcji, wiele sprzętu i spory zespół redakcyjny. Start Silesion wyglądał, jak początek krajowego projektu medialnego, a nie rozwój regionalnego portalu informacyjnego - zwraca uwagę Patryk Salamon, redaktor naczelny LoveKraków.pl.
Tomasz Machała, wiceprezes Wirtualna Polska Media ds. produktu wydawniczego, uważa, że taki serwis należy uruchamiać w zupełnie inny sposób. - Takie przedsięwzięcie to codzienna walka z kosztami. Na początku (albo i zawsze) pracujesz z domu, żeby nie płacić za powierzchnię. Zespół masz na Slacku i pod telefonem. Informatyka - tylko jak się coś wali, a szefa sprzedaży w terenie u klientów i najlepiej tylko na prowizji (wysokiej) - wylicza. - Kamil Durczok zdaje się poszedł nieco inną drogą w zakresie kosztów. To radykalnie zmniejszyło szanse na sukces - ocenia.
Podobnego zdania jest Paweł Nowacki, niezależny konsultant rozwiązań dla wydawców i e-commerce oraz były zastępca redaktora naczelnego „Dziennika Gazety Prawnej” ds. online. - Nie znam tajników biznesu Silesionu (przychodów, źródeł finansowania), ale dziś już nie ma prostego przełożenia, bo „miliony użytkowników” po prostu nie przekładają się na duże przychody. AdBlocki, boty - ruch w serwisie może być całkiem spory, ale przychody niekoniecznie - zauważa.
- W takich projektach zasadzie potrzebne są dwie kompetencje: online’owo-redakcyjne i sprzedażowe. Warto uczyć się od innych, np. znać genezę sukcesu Trojmiasta.pl, czy z innej branży - Spidersweb.pl Przemysława Pająka. Chyba nikt tu tej lekcji nie odrobił, nie pojechał - umownie - na praktyki do Trójmiasta, by nauczyć się jak z sukcesem tworzyć regionalny portal... No i wspomniane serwisy do dzisiejszych pozycji contentowych i przychodowych dochodziły latami - analizuje Nowacki
- Cóż, koleżanka z byłej stacji Kamila Durczoka, Magda Gessler, mogłaby nakręcić w redakcji barwny odcinek. Za duże koszty stałe, niedopracowany produkt, brak kompetencji biznesowych itd. itp. Ten biznes był nieumiejętnie prowadzony, więc tylko charyzma i determinacja założyciela trzymała ten projekt przy życiu przez aż 2,5 roku - stwierdza Rafał Agnieszczak, przedsiębiorca internetowy, twórca m.in. portalu Fotka.com. - Media lokalne nie powinny być prowadzone z aż takim rozmachem, bo nigdy na siebie nie zarobią. A jeśli już prowadzone są z rozmachem to powinny mieć dużo lepsze statystyki, o które trudno bo... są medium lokalnym, niejedynym w okolicy. Kółko się zamyka - dodaje.
Według Agnieszczaka Silesion.pl był podobnie popularny jak serwisy w mniejszych ośrodkach miejskich. - Przykładowo w regionie lubelskim działa serwis spottedlublin.pl mający według SimilarWeb podobne statystyki jak Silesion, ale zatrudniający zapewne raptem kilka osób. Tylko tak koszernie prowadzony biznes ma szanse się spiąć. Przy rozmachu Silesiona statystyki powinny być 5-7 krotnie większe i lepsze jakościowo, takie jak inny przykład z tego regionu: Lublin112.pl - opisuje. - Niestety na zbudowanie takiej pozycji potrzeba wielu lat pracy i dużych umiejętności - w przypadku Silesiona zabrakło jednego i drugiego - ocenia.
Jesienią 2017 roku Silesion.pl zaczął współpracę z siecią reklamową Ströer Digital Media, odpowiadającą głównie za pozyskiwanie reklamodawców ogólnopolskich. Jednocześnie zespół serwisu przeniósł się z Fabryki Porcelany w centrum Katowic do tańszej lokalizacji.
Silna konkurencja, specyficzny rynek reklamowy
- Nie znam szczegółów biznesowych, ale domyślam się, że to zawieszenie możne mieć związek z sytuacją finansową. Po prostu Silesion.pl nie zarabiał na siebie - stwierdza Michał Kaczorowski, prezes Trójmiasto.pl. Jego zdaniem aglomeracja śląska jest trudna dla wydawców utrzymujących się z reklam. - Problemem może być to, że chociaż Silesion jest serwisem regionalnym, to reklama np. dewelopera czy centrum handlowego z Gliwic może być interesujące tylko dla 10-15 proc. potencjalnych czytelników - ocenia.
- Z drugiej strony współpraca z sieciami ogólnopolskim skazana jest na przegraną pozycję z uwagi na ogólnopolskie portale horyzontalne z olbrzymią oglądalnością. Dzisiaj niestety dużym zagrożeniem w sprzedaży są też wielkie zagraniczne serwisy z zarejestrowanymi użytkownikami które pozwalają na dokładniejsze profilowanie reklam - dodaje Kaczorowski.
Tomasz Machała zwraca uwagę na mocnego konkurenta, którego Silesion ma w regionie. - Śląsk ma silne lokalne media. „Dziennik Zachodni” bardzo urósł w Gemiusie w ostatnim roku więc widać że to trudny konkurent. Nie jedyny - stwierdza.
- Zrobienie od zera nowego serwisu internetowego oznacza rzucenie się w pracę całym sobą. Oznacza całkowite osobiste zaangażowanie przede wszystkim w sprzedaż - wymyślanie i próbowanie zarówno tradycyjnych dróg monetyzacji (display, programatic, reklama natywna), jak i niestandardowych (organizowanie eventów, prowadzenie wydarzeń, imprezy biletowane, budżety samorządowe) oraz budowa kanału przychodu wprost od czytelnika (subskrypcje, kontrybucje) - wylicza wiceprezes Wirtualna Polska Media. - W Silesionie tego wysiłku nie widziałem. Serwis sprawiał wrażenie, jakby ograniczył się do dość standardowej oferty - uważa.
Przyczyny zawieszenia witryny Kamila Durczoka tkwią też w jej profilu redakcyjnym. - Silesion miał potencjał, ale go nie wykorzystał - bardzo szybko stał serwisem z informacjami o wypadkach, dziurach w drodze i tak dalej. Takiej zwykłej, prostej wydarzeniówce, która i tak była wszędzie indziej i którą konkurencyjne serwisy robiły sporo wcześniej. Nie było tam emocji - ocenia Michał Mańkowski, dyrektor operacyjny Grupy naTemat.
Jego zdaniem przeskalowany biznesplan serwisu mógł wynikać z tego, że Kamil Durczok pracował wcześniej w dużych, ogólnopolskich stacjach telewizyjnych. - Nie znam szczegółów, ale patrząc z boku, od początku wyglądało to na projekt zbyt przeładowany i skręcony w stronę wideo. I to wideo bardziej telewizyjnego niż stricte internetowego. To oczywiście wynikało z doświadczenia Kamila Durczoka, ale internet i telewizja w kontekście wideo to dwa cholernie odległe światy. Dobrze robione wideo jest bardzo ważne, ale to musi działać w układzie: serwis + wideo, a nie odwrotnie. Produkcja wideo jest droga i to zarówno w rozumieniu stricte finansowym, jak i przede wszystkim czasowym - analizuje Mańkowski.
- Gdy widziałem pierwsze materiały, pompę z jaką otwierano serwis, lokalizację i siedzibę redakcji - poza tym wszystkim w oczy rzucały się właśnie spore koszty, które za tym idą i bardzo szybko zaczną ciążyć. Fakt zmiany siedziby czy zmniejszenia ilości wideo szybko to zweryfikował - dodaje. - Czytelnicy oczekują dziś serwisów informacyjnych skupionych na jednej miejscowości czy gminie, a nie projektów o zasięgu wojewódzkim - uważa Patryk Salamon.
Za to w ciągu ponad dwóch lat działania Silesion.pl nie przygotowano jego aplikacji mobilnej. - Brak aplikacji mobilnej na pewno nie był kluczowy dla powodzenia serwisu - ocenia Michał Mańkowski. - Dziś wystarczy odpowiednio przygotowana strona mobilna. Aplikacje portali w Polsce nie są wyjątkowo popularne i nie ma ich masowego pobierania. Zwłaszcza że świetnie sprawdzają się PWA, czyli aplikacje webowe, które działają błyskawicznie, o czym przekonaliśmy się w naTemat, gdy wprowadzaliśmy je rok temu - zaznacza.
- Aplikacja mobilna nie była tu żadnym czynnikiem krytycznym. Moim zdaniem, zwłaszcza dla serwisów newsowo/lokalnych, jej znaczenie jest znacznie przeceniane - zgadza się Paweł Nowacki.
Nie przebito się ciekawymi treściami, nie pozyskano ogólnopolskich reklamodawców
Niektórzy z naszych rozmówców oceniają, że na Silesion.pl nie było wielu ciekawych treści, które byłby cytowane w innych mediach. - Co jakiś czas lokalne tytuły z Polski przebijają się szerzej ze swoimi historiami czy materiałami. Tymczasem nie pamiętam, kiedy widziałem tam jakiś mocny materiał, o którym by się mówiło lub który viralowo poleciałby po socialu - mówi Michał Mańkowski.
- Silesiona nie czytałem regularnie. Skoro jednak od dnia otwarcia do dnia zamknięcia nie usłyszałem o żadnym wybitnym, cytowanym wszędzie materiale tekstowym, czy wideo, to z poszukiwaniem unikalnych treści też mogło być lepiej - zgadza się Tomasz Machała. - Rozmawiałem niedawno z pewnym lokalnym włoskim wydawcą który kilka lat temu zaczynał od zera. Zbudował trzecią- czwartą pozycję we włoskiej sieci w swojej kategorii. Jego filmy z YouTube’a cytują nawet poza granicami Włoch, bo ma genialne scenariusze. Da się przebić - podkreśla.
- By osiągnąć pozycję na konkurencyjnym i zdominowanym przez Polska Press Grupę rynku śląskim (Dziennikzachodni.pl i Naszemiasto.pl) trzeba byłoby długo i bardzo ciężko pracować. Albo trzeba się czymś w tym contencie naprawdę wyróżniać (jakość, typ contentu - wideo, etc.), o co wcale nie jest łatwo i często nie jest to tanie - ocenia Paweł Nowacki. - Chyba nie pomogło w tym nawet znane nazwisko dziennikarza, np. nie pamiętam żadnego w zasadzie głośnego tekstu, np. lokalnego śledztwa Silesionu. „Przebijały się” felietony Durczoka i to raczej za sprawą popularności jaką zdobywały w social media - dodaje.
Za to na Silesion.pl uruchomiono sekcje Zdrowie, Design i Lifestyle, w których zamieszczano wiele treści niezwiązanych ze Śląskiem. Wyglądało, jakby próbowano zainteresować ogólnopolskich reklamodawców, a może też użytkowników z innych regionów, oraz lepiej wypozycjonować się w Google.
- Zdrowie to jeden z najbardziej chodliwych tematów jeśli chodzi o SEO. Tajemnicą nie jest też, że treści lifestyle’owe są wdzięcznym otoczeniem dla reklamodawców - zgadza się Michał Mańkowski. Ale zauważa też drugą stronę obecności takich treści. - W połączeniu z innymi działami „lokalnego serwisu ze Ślaska” sprawiają, że czytelnik mógł się nieco pogubić, nie do końca rozumiejąc co to za serwis. Ja patrząc teraz na opublikowane tam treści, nie do końca wciąż to rozumiem. I pewnie między innymi dlatego nie do końca wyszło - stwierdza.
Zdaniem Michała Kaczorowskiego jest jeszcze jedna przyczyna obecności na Silesion.pl sekcji z niewieloma materiałami o regionie śląskim. - Wynika to też z trudności w tworzeniu atrakcyjnych publikacji regionalnych o tematyce zdrowia, designu czy lifestyle’u. Aby pozyskać ruch nie wystarczy mieć ciekawą treści - trzeba je jeszcze wypozycjonować. Uzyskaniem wysokiej pozycji w wyszukiwarkach na ogólnopolską frazę nie jest łatwe, szczególnie dla pojedynczej witryny - ocenia.
Prezes Trójmiasto.pl zwraca uwagę, że treściami o tematyce ogólnokrajowej czy zagranicznej promują się też więksi wydawcy witryn regionalnych. - Sieci prasowo-internetowe mające oddziały w całej Polsce stosują nie do końca etyczne rozwiązania, wzmacniając różne frazy niekoniecznie związane z regionem, np. artykuł o bramkach Messiego pozycjonowany w regionalnym serwisie w Opolu, nagle jednego dnia generuje 200 tys. wejść (niestety z całej Polski) - opisuje.
- Lokalne newsy są teraz bardzo gorącym tematem. Od serwisu Nextdoor, czyli uznanej za wielki sukces sąsiedzkiej sieci społecznościowej do znaczących inwestycji w lokalne newsy technologicznych gigantów z Doliny Krzemowej. Google uruchamia Local Experiments Project chcąc wesprzeć otwarcie kilkunastu lokalnych serwisów internetowych. Facebook ogłosił 300 milionów dolarów wkładu w lokalne newsy. Czuć że tam jest potencjał. Nie całkiem jeszcze wiadomo, jaki w sensie finansowym. Na wiele pytań brakuje odpowiedzi - zauważa Tomasz Machała.
- Podsumowując: Silesiona żałuję, bo trzymam kciuki za każde nowe przedsięwzięcie i każdy zespół dziennikarski. Kamil Durczok miał wszelkie szanse na sukces. W tym biznesie jednak szanse na sukces i pomysł to jednak zdecydowanie za mało. To, co robi różnicę, to gotowość do totalnego poświęcenia projektowi każdego dnia każdego miesiąca, wybór właściwych ludzi, otwartość na porażki i podnoszenie się po nich - dodaje wiceprezes Wirtualna Polska Media.
Silesion działa od 2,5 roku
Silesion.pl został uruchomiony w październiku 2016 roku, relacjonuje głównie wydarzenia z regionu śląskiego. Kamil Durczok jest szefem serwisu i prezesem wydającej go spółki Coal Minders. Na początku w redakcji pracowało ok. 20 osób, zastępczyniami naczelnego były Julia Oleś i Maria Zawała. Wiosną ub.r.
Zawała odeszła do Telewizji TVS. Jednocześnie z Silesion.pl rozstała się Justyna Szymczyk, która przez rok była dyrektorem ds. sprzedaży. Według nieoficjalnych doniesień znacząco zmniejszono wtedy zatrudnienie w serwisie.
Jesienią 2017 roku Silesion.pl zaczął współpracę z siecią reklamową Ströer Digital Media, odpowiadającą głównie za pozyskiwanie reklamodawców ogólnopolskich. Jednocześnie zespół serwisu przeniósł się z Fabryki Porcelany w centrum Katowic to tańszej lokalizacji.
Kamil Durczok przekazał nam wtedy, że Silesnion.pl we wrześniu 2017 roku pierwszy raz osiągnął miesięczny zysk operacyjny. Konkretnych danych nie podał. - Od marca notujemy bardzo dynamiczny wzrost przychodów. Optymalizacja kosztów też oczywiście jest istotna, ale rentowność głównie wynika ze wzrostu przychodów - stwierdził Durczok.
Z kolei w październiku ub.r. Silesion.pl przygotował wspólną ofertę reklamową z tuPolska, wydawcą serwisów Rybnik.com.pl, tuWodzislaw.pl, tuJastrzebie.pl i SlaskiBiznes.pl.
Durczok po rozstaniu z TVN przez ponad rok w Polsat News
Kamil Durczok w marcu 2015 roku rozstał się za porozumieniem stron z Grupą TVN, po tekstach „Wprost” zarzucających mu mobbing i molestowanie podwładnych w redakcji „Faktów” oraz raporcie komisji wewnętrznej firmy potwierdzającym kilka takich przypadków.
Po wygaśnięciu zakazu konkurencji Durczok nie tylko uruchomił Silesion.pl, lecz także zaczął prowadzić cotygodniowy program publicystyczny w Polsat News - najpierw „Durczokrację”, a potem „Brutalną prawdę. Durczok ujawnia”. Ze stacją rozstał się z końcem 2017 roku.
Kamil Durczok wytoczył kilka procesów tygodnikowi „Wprost” i autorom tekstów na jego temat. W maju ub.r. Sąd Okręgowy w Warszawie w całości oddalił pozew Durczoka dotyczący artykułów zarzucających mu mobbing i molestowanie. „Wprost” poinformował o tym w artykule promowanym na okładce, zaznaczając, że w trakcie procesu była pracownica TVN potwierdziła, że dziennikarz proponował jej seks, przy czym użył nieco innych słów niż te zacytowane w piśmie.
Durczok pozwał też „Wprost” za tekst z lutego 2015 roku opisujący jego pobyt w mieszkaniu znajomej (w tekście była mowa o interwencji policji, białym proszku i treściach pornograficznych, pokazano też prywatne rzeczy dziennikarza). Domagał się przeprosin na okładce tygodnika i trzech kolejnych stronach wewnątrz numeru oraz 7 mln zł zadośćuczynienia. Sądy obu instancji przyznały mu rację co do przeprosin, natomiast zadośćuczynienie zmniejszyły do 150 tys. zł.
Przeprosiny dla Kamila Durczoka zostały zamieszczone przez „Wprost” w lutym br.
Dołącz do dyskusji: W czwartek z sieci zniknął serwis Kamila Durczoka Silesion.pl