„Sex Education” w czwartym sezonie wraca, żeby pożegnać się z widzami. Recenzja finałowej odsłony serialu Netfliksa
Największy pik popularności „Sex Education” ma już za sobą więc dużym zaskoczeniem może być dla widzów oglądających najnowsze odcinki „z przyzwyczajenia” to, że finałowy sezon błyskotliwie zgłębił wiele problemów, nie tylko typowych dla wieku nastoletniego. Ostatnie osiem odcinków stanowi rodzaj międzygeneracyjnej terapii. I to skutecznej.
Oglądając przedpremierowo odcinki „Sex Education” wychodziłam z założenia, że ten serial nikogo już nie obchodzi. To częsty los wielu dobrych produkcji, które po pewnym czasie wyczerpując swój potencjał, wciąż są realizowane, ale widownia z sezonu na sezon odpływa, bo „co najlepsze już się wydarzyło”. Większość seriali w końcu zaczyna zjadać swój własny ogon.
„Sex Education” nie zaliczył dramatycznego spadku formy (mało który serial może pochwalić się kontem na Instagramie obserwowanym przez blisko cztery miliony osób), ale efekt nowości i zaskoczenia przestał działać jakiś czas temu. I w tym momencie, historia musi obronić się bez fajerwerków jak kolejny nietypowy nastolatek i jego nietypowe hobby skoro znamy już Otisa (Asa Butterfield) i jego skłonność do udzielania rówieśnikom porad z zakresu życia seksualnego. Trzeci sezon, mimo że wciąż był solidnie zrealizowany, sprawiał wrażenie, jakby uszła z niego para. Tym bardziej więc pytanie o to, jak pożegnają się z nami bohaterowie, wydawało się zasadne.
Dzwonek po przerwie
Pierwszy odcinek pokazuje bohaterów w nowych sytuacjach. Otis, Eric (Ncuti Gatwa) i Aimee (Aimee Lou Wood) rozpoczynają naukę w Cavendish Sixth Form College i zaskakuje ich, jak bardzo szkoła jest egalitarna i otwarta na wszystkich uczniów i ich problemy. Maeve (Emma Mackey) leci do Stanów Zjednoczonych, aby wziąć udział w prestiżowym kursie pisarskim dla grona najlepszych uczniów. W tym miejscu przed twórczynią serialu Laurie Nunn pojawił się pierwszy problem, czyli jak pokazać relacje między postaciami, gdy nie łączy ich już szkoła, wspólne miasto, albo chociaż kraj. Nie przypominam sobie produkcji, która wybrnęłaby z tego z gracją. Zawsze bohater/ka prędzej, czy później wraca, przynajmniej na chwilę, żeby akcja mogła nabrać tempa. Ale to, co wydarzy się później, zależy od scenariuszowej wirtuozerii autora.
„Sex Education” postanowił skorzystać z nieobecności Maeve, żeby wprowadzić nowe postaci na jej miejsce. Momentami mam wrażenie, że mają one pełnić tylko funkcję edukacyjną (vide: zobacz jak X, poradził sobie z problemem Y), na szczęście w większości są na tyle dobrze napisane, że ich obecność nie jest irytująca. Chociaż w tym sezonie twórcy pokazali szkołę idealną, która znajduje rozwiązania dla wszystkich swoich uczniów niezależnie od niepełnosprawności, chorób, sytuacji rodzinnej i finansowej. A to, patrząc na polskie realia, może co najmniej zasmucić najmłodszą widownię. Obawiam się też, że za dużo wątków spadło na barki bohaterów drugiego planu - wszystkie plagi egipskie dopadły studentów Cavendish Sixth Form College w jednym momencie.
Drugim problemem jest potrzeba twórców seriali dla nastolatków, aby na siłę „parować” wszystkich bohaterów tak, żeby nikt nie pozostał singlem w ostatniej minucie finału. Zapewnienie, że „żyli długo i szczęśliwie” jest dosyć pospieszne i niepotrzebne gdy mówimy o 17-latkach. Podobnie jak konflikty między przyjaciółmi wzniecane tylko po to, żeby wypełnić czymś odcinek. Sądzę, że osiem odcinków w tym finał trwający aż 85 minut, to nieco za dużo. Bez straty dla widzów serial mógłby składać się z siedmiu odcinków.
W podróży do przeszłości
Wiele rzeczy w serialu się udało. Przede wszystkim opowiedzenie przeszłości matki Otisa, czyli Jean Milburn (w tej roli Gillian Anderson). Retrospekcje z jej okresu nastoletniego, pokazanie relacji z siostrą i wyjaśnienie jej sytuacji rodzinnej, dało wgląd w podejmowane przez bohaterkę decyzje. Historia Jean mocno koresponduje z Maeve. To bardzo wspierający wątek dla dziewcząt i kobiet, którym wydaje się, że do czegoś się nie nadają, albo inni na pewno zrobią to lepiej. Dosyć przewrotnie jak na finał, czwarty sezon chętnie zajmuje się dorosłymi postaciami z serialowego uniwersum. Pokazując nam młodość Jean, rozumiemy jej teraźniejszość, dowiadujemy się także nieco więcej o Michaelu (Alistair Petrie), ojcu Adama (Connor Swindells), który dotychczas jawił się jako potwór. Uciekanie przed czarno-białą oceną zachowań bohaterów sprawia, że serial wychodzi z ram edukacyjnej pogadanki, a staje się bliższy codzienności swoich widzów. Nie sądzę jednak, żeby udowadnianie, iż każdy rodzic może się zmienić i zrozumieć swoje błędy było dobrym posunięciem. Wiadomo, że tak nie jest.
„Sex Education” będzie także w czwartym sezonie wzruszać. Jedna z postaci zderzy się z czymś traumatycznym i pokazanie tego, bez nadmiernej czułostkowości sprawia, że osamotnienie, żałoba, poczucie straty wybrzmi bardzo wiarygodnie. W serialu od zawsze omawiane są ważne problemy społeczne i nie inaczej jest tym razem. Twórczyni nie boi się mówić o uprzywilejowaniu uczniów mających wsparcie zamożnych rodziców, których stać na najlepszą edukację dla swoich dzieci oraz o niewydolności systemu, zawodnej służbie zdrowia i popełnianiu tych samych błędów, co wcześniejsze pokolenia w rodzinie. Nie każdy znajdzie swój szczęśliwy finał.
Cekiny i neony
Nie mogę nie wspomnieć o stylówkach Erica, który w tym sezonie przechodzi samego siebie. Bohater, mimo trudnego wyboru między życiem w empatycznej społeczności LGBT, a konserwatywnym kościołem, znajduje przestrzeń na wyrażanie siebie coraz bardziej widocznymi outfitami. Nie chce już ukrywać się przed wzrokiem innych, co zaowocowało jednymi z najbardziej wyrazistych i pięknych wizualnie stylówek w serialu. Eric to kolorowy ptak, jak wcześniej Emmett Honeycutt (Peter Paige) w „Queer As Folk”.
Nieobecność Maeve w życiu Otisa i Aimee sprawiła, że każdy miał swój odrębny wątek, w którym mogliśmy poznać go lepiej. Najbardziej skorzystała na tym historia Aimee. Nie musiała już być przyjaciółką głównej bohaterki i stała się pełnowymiarową postacią. Zwłaszcza że po doświadczeniu przemocy seksualnej szukała sposobu na to, żeby rozprawić się ze swoim żalem, złością i frustracją.
Siła siostrzeństwa
„Sex Education” bardzo stara się wzmocnić siłę kobiecego doświadczenia i wesprzeć swoje widzki, które mają problemy zbieżne z bohaterkami, ale sporo mówi też o nowej męskości, a ta nie musi być patriarchalna i zdominowana przez testosteron. Żeby jednak nie było zbyt sielankowo, konflikt między Otisem a Erickiem pokazuje, że empatia to wciąż towar bardzo deficytowy.
Podsumowując, w finałowym sezonie nie zabrakło rozliczeń z przeszłością, toksycznymi rodzicami, szkolnymi prześladowcami, ale znalazło się sporo miejsca na opowiedzenie uniwersalnych historii, nieprzypisanych tylko i wyłącznie do nastolatków. Nie zabrakło też mniej i bardziej subtelnego humoru, starć międzypokoleniowych i odwagi, żeby ciągle się zmieniać. Serial Laurie Nunn wciąż chce dodawać otuchy i odwagi samotnym nastolatkom, którzy nie mają tak fajnej ekipy, paczki albo „sabatu” jak Eric. Takich, świetnie zagranych i sprawnie opowiedzianych, produkcji bardzo brakowało i fakt, że teraz w końcu powstają, to dobra wiadomość dla outsiderów w szkolnych ławkach. Studenci z Cavendish Sixth Form College czekają na pierwszy dzwonek. Możecie dołączyć.
Serial „Sex Education” dostępny jest na platformie Netflix.
Dołącz do dyskusji: „Sex Education” w czwartym sezonie wraca, żeby pożegnać się z widzami. Recenzja finałowej odsłony serialu Netfliksa