Ile kosztuje przemysł fake newsów?
Napisanie fałszywego newsa to dla wyspecjalizowanej agencji „marketingu treści” koszt 30 dolarów. Kampania oczerniająca dziennikarza kosztuje zalewie 50 tysięcy dolarów - wynika z raportu Trend Micro.
Firma zajmująca się cyberbezpieczeństwem Trend Micro zbadała koszty prowadzenia kampanii informacyjnych prowadzonych przez różne podmioty marketingowe, oferujące usługi m.in. w językach chińskim, angielskim czy rosyjskim.
Tak zwani „marketerzy treści” oferują szeroki wachlarz w ramach prowadzonych kampanii. Na rynku chińskim stworzenie wiarygodnie wyglądającego konta na tamtejszym portalu społecznościowym Baidu to koszt 2600 dolarów, napisanie fałszywego newsa – 30 dolarów, stworzenie kilkuminutowego filmu na YouTube to koszt 620 dolarów. W pakietach są także bardziej skomplikowane kampanie: dyskredytowanie wybranych dziennikarzy, wywoływanie niepokojów społecznych czy naciski na określoną partię polityczną.
Według raportu, kampania oczerniająca dziennikarza to koszt 50 tysięcy dolarów - składają się na nią fałszywe artykuły, zalewanie spamem konta na Twitterze czy hejterskie komentarze na Facebooku.
Specjaliści z Trend Micro ujawnili cennik jednej z chińskich firm wspierających tamtejszy przemysł propagandowy - Xiezuobang. Za napisanie fałszywego artykułu na 600-800 słów pobiera ona 15 dolarów (100 renminbi - chińska waluta - przyp. WM). Materiał o długości 1000-1500 znaków to koszt 30 dolarów. Ceny tekstów uzależnione są także od preferowanej tematyki serwisu. Koszt zamieszczenia sfabrykowanej informacji na dziesięciu ogólnotematycznych stronach internetowych, wyświetlanych w wynikach wyszukiwania Baidu (chiński odpowiednik Google’a) wynosi 116 dolarów (800 renminbi), na branżowych serwisach IT czy rozrywkowych – 174 dolary (1200 renminbi). Jedynie 72 dolary (500 renminbi) trzeba zapłacić za zamieszczenie fake newsa w mediach lokalnych.
Na rynku rosyjskim kampanie z wykorzystaniem mechanizmów propagandowych oferowane są przez kilkanaście firm, między innymi SMOService. Koszt usług firmy rozpoczyna się już od niecałych dwóch dolarów. Dolara i siedemdziesiąt centów (100 rubli) kosztuje wygenerowanie 100 negatywnych ocen filmu w serwisie YouTube, w tym samym serwisie za dwa dolary sześćdziesiąt centów (150 rubli) kupić można 100 negatywnych komentarzy. Za 10 tysięcy fałszywych odsłon trzeba zapłacić 17 dolarów (tysiąc rubli), a za wygenerowanie fałszywej informacji - 802 dolary (45 200 rubli).
W cenniku znacznie droższe są usługi w social mediach. Za spreparowanie 20 filmów, wyświetlających się na stronie głównej YouTube’a przez 2 minuty, trzeba zapłacić prawie 8 tysięcy dolarów (450 tysięcy rubli), pojedynczy filmik to koszt 621 dolarów (35 tysięcy rubli). Spreparowanie i prowadzenie vipowskiego konta w mediach społecznościowych kosztuje zaś od 106 do 124 dolarów (5 990 do 6 990 rubli).
Oprócz SMOService, autorzy raportu wskazują na inne firmy działające na rynku rosyjskim, oferujące tego typu usługi: Kwoki, like4u, TopSoc, and ZiSMO. Przykładowo, firma Kwoki specjalizuje się w generowaniu fejkowego ruchu w mediach społecznościowych. Oferuje zakup fałszywych obserwatorów na Instagramie, Twitterze, YouTube czy Vk.com (VKontakte- rosyjski portal społecznościowy, działający podobnie jak Facebook - przyp. red.). Cena zakupu 100 fejkowych followersów, lajków lub pozytywnych ocen na tych portalach wynosi od 23 centów do 1,55 dolara (od 13 do 87 rubli).
Firma TopSoc oferuje kupno m.in. „wysokiej jakości” obserwatorów na Facebooku i YouTube (ceny od 17 do 50 dolarów, w przeliczeniu: od 1000 do 2800 rubli). Za tysiąc obserwatorów na Instagramie trzeba zapłacić od trzech do piętnastu dolarów (190-850 rubli). Tysiąc wyświetleń filmu można kupić już za 89 centów (50 rubli), dziesięć komentarzy to koszt niecałych trzech dolarów (160 rubli).
Oprócz dokładnego opisu mechanizmów dezinformacji, autorzy raportu radzą jak rozpoznać serwisy z fake newsami. Szczególną uwagę należy zwracać na: clickbaitowe nagłówki, podejrzane adresy witryn, przypominające prawdziwe media (np. adresy z literówkami) czy liczne pomyłki w tekstach i źle wyglądającą stronę główną. Uwagę odbiorców powinny także zwrócić brak regularnych publikacji na danej stronie, nie podawanie autora i źródeł publikowanych informacji.
- Nie ma żadnych metod udowodnienia, że informacje przekazywane online są prawdziwe i zweryfikowane. Okazuje się, że kłamstwo porusza się w internecie dużo szybciej niż prawda - jeśli tylko gra na najniższych ludzkich instynktach - podkreślają autorzy raportu.
Opracowanie Trend Micro „The Fake News Machine. How Propagandists Abuse the Internet and Manipulate the Public” zostało przygotowane przez zespół analizujący zagrożenia przyszłości Forward-Looking Threat Research (FTR). Autorami raportu są eksperci ds. cyberbezpieczeństwa: Lion Gu, Vladimir Kropotov oraz Fyodor Yarochkin. Materiał ma charakter edukacyjny, wskazuje najczęstsze mechanizmów kreowania fake newsów i zawiera opisy studiów przypadków ich zastosowania w wybranych krajach. Raport został opublikowany 13 czerwca 2017 roku.
Dołącz do dyskusji: Ile kosztuje przemysł fake newsów?
Jak widzę, że dziennikarz BBC idzie z kamerą po ruinach meczetu w Mosulu to ja weryfikacji nie potrzebuję dodatkowej. Po to są dziennikarze porządnych mediów żebym nie musiał się zastanawiać nad każdą informacją. A co publikują w linkach na FB to mnie nie obchodzi.