SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

ERC - event nie tylko kosmicznej przyszłości. Cały biznes może na nim skorzystać

- ERC jest uznawany przez zawodników za najtrudniejszy tego typu konkurs na świecie. I najbardziej prestiżowy - mówi Łukasz Wilczyński, pomysłodawca European Rover Challenge. Organizowane od 10 lat wydarzenie to nie tylko zawody marsjańskich łazików, ale też strefa wystawców i konferencja skierowana do biznesu.

Tegoroczne Międzynarodowe Zawody Robotów Marsjańskich odbędą się w dniach 6-8 września br. Event po raz pierwszy zorganizowany zostanie w Krakowie na terenie Akademii Górniczo-Hutniczej.

Wirtualnemedia.pl: Przed nami kolejna edycja European Rover Challenge. Tym razem jubileuszowa, bo dziesiąta. Jak w ciągu tych 10 lat ta impreza się rozwinęła?

Łukasz Wilczyński: Początki były dosyć interesujące, bo zaczynaliśmy pod Kielcami od skromnego fragmentu toru, na którym były usypane pagórki. Był to wówczas piknik naukowo-technologiczny, któremu towarzyszyła dwudniowa konferencja. Brały w nim udział pierwsze wersje łazików, wczesne edycje tych robotów, które pojawiają się teraz. To były studenckie, budżetowe konstrukcje. W 2015 r. w konkursie wzięło udział dziewięć zespołów. Niewiele było drużyn zagranicznych.

Od początku postawiliśmy na to, żeby zbudować event, który będzie inny niż wszystkie. Podobny konkurs organizowany był wtedy w Stanach Zjednoczonych. Wymyśliłem, by stworzyć europejską edycję i obudować ją częścią wystawienniczą i konferencyjną. Ponieważ jestem osobą od komunikacji to uznałem, że musimy od samego początku budować markę tego projektu i sukcesywnie podnosić jej wartość, poprzez wydarzenia towarzyszące oraz gości specjalnych.

Już podczas drugiej edycji udało nam się ściągnąć do Polski ostatniego człowieka, który był na Księżycu, byłego senatora USA, dr. Harissona Schmitta. Przyjechał na wtedy mało znany event odbywający się pod Kielcami i dosłownie porwał tłumy (także redakcji). By tak się stało, przez pół roku dzwoniłem i wysyłałem maile, wykorzystując większość moich kontaktów. Wtedy przyjechała do nas także osoba z dyrekcji NASA.

Obecnie ERC jest wydarzeniem pod stałym patronatem Europejskiej Agencji Kosmicznej ESA oraz Międzynarodowej Federacji Astronautycznej IAF. To jest taka nadrzędna organizacja, do której ESA i nasza organizacja należą. Daje nam to dostęp do szerokiego grona potencjalnych prelegentów, którzy sami chcą występować na ERC. A jesteśmy dziś na takim etapie, że  w tym roku nikt nie wystąpi zdalnie, wszyscy przyjeżdżają do Polski.

Zaczynaliście 10 lat temu od siedmiu zespołów, które się zgłosiły i przyjechały na zawody.  Ale już w 2016 roku było ich ponad 20.

Wtedy nam zależało, żeby jak najwięcej drużyn przyjechało. Nawet, jeśli ich robot wyglądał jak wyglądał... Pamiętam te pierwsze afrykańskie czy azjatyckie konstrukcje, niektóre nawet nie wystartowały na torze. Teraz selekcja jest bardzo mocna, bo ERC jest uznawany przez zawodników za najtrudniejszy tego typu konkurs na świecie. I najbardziej prestiżowy, w którego finałach wystartować może maksymalnie 26-27 zespołów. Jak to możliwe? Stało się to dzięki systematycznemu zarządzaniu marką i budowaniu rozpoznawalności tego projektu także wśród decydentów i światowych ekspertów, którzy już sami do nas aplikują, by wciąć udział w projekcie.  Wcześniej musieliśmy ich mocno o nich zabiegać. Z pewnością pomaga też fakt wzmacniania brandu ERC np. o fakt, że w tym roku jesteśmy jednym z ośmiu eventów w Europie w ramach europejskiego programu Cassini, który ma za zadanie wspierać rozwój innowacji na terenie UE.

Jakie zmiany czekają zawodników podczas nadchodzącej edycji?

W tym roku nie będziemy już wręczać dyplomów drukowanych. Od dwóch lat wydajemy już imiennie certyfikaty elektroniczne. Każdy może sobie je implementować np. LinkedIn. Certyfikat pokazuje, ile godzin ktoś spędził w projekcie, czym się zajmował, czy brał udział w dodatkowych webinarach i które miejsce zajął. System ten jeszcze rozbudujemy, połączymy go z firmami, które szukają pracowników. Nie tylko z sektora kosmicznego. Dorzuciliśmy konkurencję dronową, dzięki współpracy z firmą Mathworks, a także wprowadzamy zadania związane z …. kosmicznym budownictwem.

Po co właśnie odbywają się zawody marsjańskich łazików?

To właściwie są zawody inżynieryjne, a nie zawody łazików. Na świecie organizowanego są różnego rodzaju zawody dla inżynierów na świecie. Jedni budują systemy, inni projektują samoloty. Nasze zawody mają za zadanie pozwolić tym drużynom zaprojektować robota, zbudować go i wystartować z innymi drużynami w zadaniach, które my zlecamy. Te zawody mają jeden cel – uczyć rozwiązywania problemów. Stawiamy problem, który jest zdefiniowany w pięciu różnych wyzwaniach. Nie dajemy instrukcji. Nie wysyłamy pudełka z częściami. Tylko mówimy: to trzeba rozwiązać. Uczestnicy mogą sięgać po kogo chcą. Mogą nawet zapytać na naszym kanale pomocy.

Podczas zawodów buduje się pewne przywództwo. Rodzą się naturalni liderzy, przyszli kierownicy, managerowie projektów. Uczymy uczestników interdyscyplinarności. Trafią bowiem do różnych sektorów gospodarki i nie będą zawsze pracować z osobami podobnymi do siebie, ale często z ludźmi o kompletnie innych kompetencjach i umiejętnościach. Inżynierowie tworzą zespoły z naukowcami, geologami. Muszą dogadać się z osobami od marketingu i PR. Do tego dochodzą jeszcze osoby, które zajmują się np. logistyką. Niezbędna jest współpraca i komunikacja.

Uczymy też współpracy międzynarodowej w obszarze inżynieryjnym. Bardzo istotne jest zajęcie jak najwyższego miejsca, a także współpraca drużyn między sobą.  Ekipy pożyczają sobie sprzęt i proszą siebie o pomoc. Komunikacja interpersonalna w języku angielskim to podstawa.

Zawody to też wyzwanie dla programistów. W codziennej pracy zazwyczaj otrzymują kod lub nawet fragment kodu do napisania i potem często nie wiedzą, co się dalej dzieje z ich pracą. Na naszych zawodach programista widzi jak w praktyce działa jego kod. Programuje robota, który we wrześniowych finałach w Polsce realizuje zadania i to w pełni autonomicznie.

Co daje zwycięstwo w takich zawodach?

Po pierwsze jest to prestiż. Po drugie zapis w portfolio. Często jest tak, że jak ktoś ma w CV, i informację, że brał udział w zawodach ERC, to jego rozmowa o pracę jest o wiele krótsza. Szczególnie jeśli aplikuje się na stanowisko bezpośrednio związane z tym, co się dzieje na ERC, a więc obszarach związanych z automatyką, robotyką, autonomią jazdy czy właśnie programowaniem. Ponadto nasi jurorzy też często biorą udział w rekrutacji, bo pracują w dużych firmach, są kierownikami działów projektowych.

Bywam na spotkaniach, gdzie wita mnie dyrektor i mówi, że był w zespole, który wygrał ERC np. podczas pierwszej edycji. To niesamowite uczucie. Wiem dzięki temu, że nasze zawody faktycznie otwierają drzwi do kariery i nasza misja ma sens. Ale to nie wszystko. Wokół projektu zebrała się lojalna grupa ludzi, która odpowiada za jego realizację. Pozwala im to realizować ich pasje. Dzięki temu stworzyliśmy także dodatkowe projekty klimatyczne. Za jeden z nich uhonorowani zostaliśmy globalną nagrodą Pratt&Whitney w kategorii e-STEM.

Co prezentują wystawcy na ERC?

Nasze wydarzenie cieszy się wyłącznie pozytywnym odbiorem. Przez 10 lat nie dostaliśmy żadnej negatywnej opinii. Firmy w tej niesamowitej atmosferze mają możliwość zaprezentowania albo swojej oferty, jeżeli mają taką związaną robotyką, z przemysłem, z deep science lub też pokazania  innych projektów, w formie w pełni interaktywnej, udostępnionej dla szerokiej publiczności.

Firmy obecne na ERC nawiązują też relacje biznesowe. Z jednej strony mają swoje stoisko w formule B2C, ale w strefie konferencyjnej organizują sobie spotkania B2B, pozyskują nowe osoby do współpracy. Są też firmy którym zależy na szeroko pojętej współpracy ze środowiskiem szkolnym i akademickim. Uczestnictwo w ERC daje im dojście do tego całego systemu edukacji, także europejskiego i globalnego. Bo pojawiają się u nas również wystawcy z innych krajów.

Z całego świata?

Przede wszystkim z Europy. Mamy też wystawców z Turcji. Niedawno przyszło nawet zapytanie z … Indonezji.

Są debaty na których przedstawiciele w cudzysłowie „kosmosu” spotykają się z liderami opinii i biznesem. Na jakich gości i dyskusje w tym roku możemy liczyć?

Konferencję podzieliliśmy na trzy obszary: Ziemia, Księżyc i Mars. Pierwszego dnia będziemy rozmawiać o wykorzystaniu technologii na naszej planecie. Na pierwszy ogień pójdzie sztuczna inteligencja. Ale dużo będziemy mówić też o biznesie. Będą spotkania z inwestorami i doradcami inwestycyjnymi. Nie trzeba lecieć na orbitę, żeby robić biznes. Będziemy mogli dowiedzieć się, w jaki sposób dane satelitarne wykorzystać w dowolnej działalności. Ostatnio studiowałem bardzo ciekawy case wdrożenia danych satelitarnych do firmy farmaceutycznej, po to by ją wzmocnić nie tylko od strony biznesowej, ale też społecznej.

Tego dnia odbędzie się też moje wystąpienie, a potem debata dotycząca komunikacji sektora kosmicznego. Bo on wymaga odpowiedzialnej komunikacji. Sektor pasjonuje wielu ludzi. Ale z drugiej strony jest coraz mocniej skomercjalizowany. Oddziaływuje na biznes, na inwestorów, którzy często go nie rozumieją. Odpowiedzialna komunikacja jest teraz ważna jak nigdy. Będziemy mówić o tym, że nie wolno hype'ować, bo to mocno szkodzi dalszemu rozwojowi tego sektora. On nie istnieje bez inwestycji publicznych, a do tego potrzebna jest powszechna zgoda. A ludzie pytają: czy lepiej dać pieniądze na żłobki, czy na sektor kosmiczny? To są zupełnie inne środki, nie można ich sobie przerzucać w budżecie. Ale nie wszyscy o tym wiedzą.

Czy są firmy, startupy, które powstały, bo ludzie spotkali się na waszym wydarzeniu?

Az tak mocno tego nie śledzę, ale wiem, że są. We Wrocławiu powstała firma Leo Rover, której założycielami byli zwycięzcy pierwszej edycji ERC gdzie mieli okazję spotkać G. Scotta Hubbarda, byłego dyrektora Centrum Badawczego Ames w NASA i profesora Stanfordu. Scott otworzył im wówczas drogę, by wejść na rynek amerykański. Dzięki temu wrócili do nas po latach jako startup. Był to 2020 r., gdy cały świat zadawał sobie pytanie: co dalej? ERC było jedynym eventem robotycznym, który się wtedy odbył.

Jak to się udało w trakcie pandemii?

W filmie „Apollo 13” jest taka scena, że załoga musi przerobić wymienniki tlenu z okrągłych na kwadratowe w siedem minut. Gdy pojawiła się pandemia w 2020 r. miałem co prawda nie siedem minut, ale trzy miesiące na przygotowania. Nie wyobrażałem sobie jednak, że mimo pandemii, wydarzenie się nie odbędzie. Skoro sami uczymy rozwiązywać wyzwania, to musieliśmy być tego najlepszym przykładem. Znaleźliśmy amerykański startup, który udostępnił nam kod oprogramowania do dwuwymiarowego zarządzania robotami magazynowymi. Moja ekipa dopisała wymiar trzeci i dzięki temu zorganizowaliśmy wydarzenie w wersji zdalnej z zachowaniem epidemiologicznych wymogów. Łaziki jeździły po torze w Kielcach, a zawodnicy łączyli się z nimi z całego świata, często będąc w kuchni, sypialni czy… siedząc na ławce w parku. Konferencja ERC też się odbyła wówczas zdalnie, dzięki czemu od tej pory towarzyszy nam trzydniowy streaming wydarzenia.

Dotąd to były Kielce, w tym roku wydarzenie pierwszy raz odbywa się w Krakowie. Dlaczego?

Były Kielce, raz był Rzeszów, a Kraków pojawił się z kilku powodów. Nasi goście mówili, że chcieliby wysiąść z samolotu i szybko dojechać na teren wydarzenia. Dlatego musieliśmy postawić na miasto typowo kongresowe. Kraków pojawił się też z innego powodu. Tu sektor kosmiczny już się rozwija. Na  Akademii Górniczo-Hutniczej jest Centrum Technologii Kosmicznych. Ale sektor jest obecny też na Uniwersytecie Jagiellońskim, Uniwersytecie Rolniczym, Politechnice Krakowskiej, Akademii Sztuk Pięknych. Są tu ludzie, którzy projektowali hełm do misji marsjańskiej na zlecenie MIT. Jest też Krakowski Park Technologiczny z Brokerem Technologii ESA, a sama Małopolska jako region należy do sieci europejskich regionów kosmicznych NEREUS. W Krakowie i okolicach działają co najmniej trzy, cztery startupy, które funkcjonują w obszarze kosmicznym. To sprawia, że zainteresowanie naszym projektem jest zupełnie inne i możemy sobie  pozwolić sobie na o wiele więcej. To zatem naturalny etap rozwoju naszego wydarzenia.

Co daje branży kosmicznej, ale szeroko pojętemu też biznesowi, takie wydarzenie jak European Rover Challenge?

Biznes niekosmiczny angażuje się w nasze wydarzenie z trzech powodów.

Pierwszy to pozyskiwanie talentów. Firmy z różnych sektorów mają swoje własne działy IT lub R&D i poszukują często bardzo zaangażowanych programistów czy inżynierów systemowych. A nie mogą rywalizować z tymi wielkimi olbrzymimi centrami IT, bo wiadomo, że nie przebiją się z ofertą. Jeśli ktoś szuka bardzo zaangażowanego pracownika, który stawia sobie cele i je realizuje, to ERC jest kuźnią takich kadr. I dlatego często wspierają nas przedsiębiorstwa, których działy HR, widzą taką właśnie wartość w naszym projekcie. Sektorowi kosmicznemu z kolei ERC daje możliwość znalezienia pracowników i nawiązania nowych relacji biznesowych.

Po drugie pojawiają się na ERC firmy, których polityka komunikacyjna marketingowa wiąże się ze stawianiem na przyszłość i z inwestowaniem w obszary, które są z tą przyszłością związane. ERC w całości jest temu poświęcone, więc dołączając do grona partnerów, można mieć gwarancję uczestnictwa w wielu aspektach kształtowania naszej przyszłości. To na ERC wykuwają się nowe idee, często zmieniające się w młode biznesy lub ciekawe projekty naukowe, także międzynarodowe.

W ostatnich latach dołączają do nas podmioty zainteresowane współpracą w obszarze ESG. Nasza fundacja realizuje nie tylko projekt ERC. Prowadzimy także szereg działań związanych z upowszechnianiem wiedzy o zmianach klimatycznych oraz uczymy planować i wdrażać zmiany z tym związane. Jednym z ciekawszych ostatnio działań jest Earth Rescue Challenge – Water Edition. Uświadamiamy problemy związane z wodą, której w Polsce paradoksalnie jest mało. Na bazie danych satelitarnych stwierdzono kiedyś, że tych gruntowych mamy u nas tyle, ile jest w…. Jordani. Nasze działania wypełniają więc szereg punktów Agendy Zrównoważonego Rozwoju ONZ i warto z nami wejść w dialog.