Dziennikarze śledczy o działaniu Stonogi: chuligaństwo obliczone na określoną reakcję
Biznesmen Zbigniew Stonoga opublikował na Facebooku zdjęcia akt z postępowania prowadzonego przez warszawską prokuraturę w sprawie „afery podsłuchowej”. - To chuligaństwo, obliczone na określoną reakcję - oceniają w rozmowie z Wirtualnemedia.pl dziennikarze śledczy Jakub Stachowiak, Cezary Gmyz i Wojciech Czuchnowski.
Fotografie z 21 tomów akt warszawskiej prokuratury z dochodzenia dotyczącego afery taśmowej Zbigniew Stonoga zamieszczał na facebookowym fanpage’u „Gazety Stonoga” w poniedziałek wieczorem oraz we wtorek przez cały dzień. Na zdjęciach znajdują się m.in. protokoły przesłuchań świadków i podejrzanych. Widoczne są pełne dane personalne (w tym adresy i PESELe) osób zaangażowanych w sprawę (więcej na ten temat).
Biznesmen tłumaczył się w Superstacji, że materiały zostały zamieszczone na chińskim serwerze, natomiast on je jedynie udostępnił. Powoływał się również na tajemnicę dziennikarską, ponieważ wydaje „Gazetę Stonogę”.
Prokuratura Okręgową Warszawa-Praga wszczęła postępowanie w sprawie upublicznienia akt prokuratorskich ze sprawy tzw. afery podsłuchowej. Prokuratorzy bez sukcesu starali się zablokować fanpage „Gazety Stonoga”. Biznesmen przyznał na antenie TVP Info, że posiada 70 tys. fotografii akt, zapowiedział również dalsze publikacje. We wtorek późnym wieczorem policja aresztowała biznesmena, a jego mieszkanie zostało przeszukane. Prokuratura ma postawić mu zarzuty upublicznienia materiałów ze śledztwa.
Internauci chwalą Zbigniewa Stonogę za upublicznienie materiałów prokuratorskich, porównując jego działanie do prawdziwego dziennikarstwa śledczego. Niektórzy idą o krok dalej, stawiając biznesmena w jednym rzędzie z Edwardem Snowdenem, który ujawnił amerykański program PRISM, czy aktywistą związanym z WikiLeaks Julianem Assangem.
Z takim porównaniem nie zgadza się dziennikarz śledczy „Superwizjera” i „Uwagi!” TVN Jakub Stachowiak. Uważa on, że publikacja pełnych akt sprawy to nie jest dziennikarstwo śledcze tylko zwyczajna wrzuta, obliczona na określoną reakcję. - Dziennikarze śledczy nigdy nie publikują adresów bohaterów swoich publikacji, a tu mamy do czynienia z podaniem adresu m.in. szefa CBA. Nie wiem, co kierowało panem Stonogą, ale wrzucił wszystko jak leci - zauważa Jakub Stachowiak.
Stachowiak podkreśla, że w swojej pracy wielokrotnie korzystał z legalnie zdobytych danych, otrzymywał również od prokuratury zgodę na wgląd do akt prowadzonych spraw. Jego zdaniem, śledczym łatwo będzie dotrzeć do osoby, która przekazała fotografie Zbigniewowi Stonodze.
- Jak się jest dziennikarzem śledczym i coś się dostaje to najpierw trzeba poddać materiał analizie. Ktoś, kto czytał kiedykolwiek akta sprawy doskonale wie, że zeznania, które są najciekawszym ich elementem stanowią tylko pewien procent tego, co tam jest. A jest tam cała masa papierów - wezwań, zwrotek, opinii, notatek służbowych. Dla kogoś, kto nigdy nie zaglądał do akt prokuratorskich to może być interesujące - wyjaśnia dziennikarz TVN.
Dziennikarz śledczy związany z „Do Rzeczy” i Telewizją Republika Cezary Gmyz tłumaczy, że samo ujawnienie akt nie budzi jego oburzenia, problematyczna jest dla niego natomiast forma, w jakiej zostały ujawnione. - Budzi to moją najwyższa odrazę. To, co robi pan Stonoga, czyli publikując dane osobowe i dokumenty z postępowania w całości wraz z adresami świadków, podejrzanych, osób poszkodowanych, jest po prostu obrzydliwe. Są tam informacje, że jedna z tych osób miała problemy z narkotykami, w innym miejscu jest podana wiadomość o życiu seksualnym kolejnej osoby. To nie ma nic wspólnego z interesem publicznym i dziennikarstwem śledczym. To zwyczajne chuligaństwo i woła o pomstę do nieba - przekonuje Cezary Gmyz.
Gmyz i Stachowiak zgadzają się, że nie można również stosować porównania działania Zbigniewa Stonogi do Edwarda Snowdena czy Juliana Assange’a. - Tam mieliśmy do czynienia z ujawnianiem określonego zachowania rządu amerykańskiego czy „grubej polityki”, a tutaj jest publikacja tego, co ktoś nagrał w sposób nielegalny, niejawny ku powszechnej uciesze gawiedzi. Już wychodzą na światło dzienne historie takie, że córka znanego biznesmena uprawiała seks z innym znanym biznesmenem i tym się ludzie podniecają. Jest to zaprzeczenie dziennikarstwa śledczego, raczej wrzucenie granatu do kubła z fekaliami - podkreśla Jakub Stachowiak. - Oczywiście są pewne podobieństwa w działaniu, jednak ani Snowden, ani Assange nie upublicznili informacji o życiu seksualnym. Ich publikacje doprowadziły do zagrożenia bezpieczeństwa narodowego Stanów Zjednoczonych, tutaj też są informacje, które prowadzą do takiego zagrożenia, m.in. dane personalne oficerów operacyjnych służb specjalnych. Ujawnienie tych danych jest rzeczą zupełnie niebywałą - stwierdza Cezary Gmyz.
Bardziej stanowcze zdanie na temat postępowania Stonogi ma dziennikarz „Gazety Wyborczej” Wojciech Czuchnowski. - Ci, którzy stosują porównania działania Stonogi do dziennikarstwa śledczego są kretynami. Jeszcze większymi kretynami są ci, którzy stosują porównania do Snowdena. To, co zrobił Stonoga nie ma nic wspólnego z dziennikarstwem, to zwyczajne chuligaństwo i przestępstwo. To po prostu ujawnienie danych prywatnych osób, które nie dość, że zostały pokrzywdzone przez nielegalne podsłuchy to jeszcze teraz są pokrzywdzone tym, że ten kretyn i przestępca opublikował ich adresy - zauważa Wojciech Czuchnowski.
Dołącz do dyskusji: Dziennikarze śledczy o działaniu Stonogi: chuligaństwo obliczone na określoną reakcję