SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

Czy po przejęciu GitHub i Red Hat skończą się złote czasy otwartego oprogramowania?

Duzi gracze rynku oprogramowania nauczyli się wykorzystywać otwarte licencje i zasoby, jakimi są zaangażowanie i aktywizm ludzi w dążeniu do własnych celów. Trudno powiedzieć, czy otwarte oprogramowanie i otwarta wiedza mają jeszcze szanse w dłuższej perspektywie. Nie tylko jako kosmetycznie inny sposób pozyskiwania zasobów przez korporacje, ale też jako nowe, transformacyjnie inne spojrzenie na wspólne zasoby i kooperację międzyludzką - analzuje prof. dr hab. Dariusz Jemielniak.

prof. dr hab. Dariusz Jemielniak prof. dr hab. Dariusz Jemielniak

Na początku XXI wieku wydawać się mogło, że projekty otwartego oprogramowania i otwartej wiedzy rychło zdominują skostniałe korporacje. Wikipedia przebojem podbiła serca czytelników i czytelniczek, stając się najpopularniejszą encyklopedią na świecie. Linux systematycznie zwiększał swój wiodący udział w rynku serwerów. Android od zera stał się głównym systemem operacyjnym dla urządzeń mobilnych. Firefox przez chwilę był najpopularniejszą przeglądarką internetową.

Okazało się jednak, że korporacje szybko się uczą i rok 2018 dobitnie pokazał, że otwarte oprogramowanie swoje złote lata może mieć już za sobą. W ubiegłym roku Microsoft przejął GitHub, czyli ogromne repozytorium kodu źródłowego, stanowiące standard tego typu serwisów, za imponującą kwotę 7,5 miliarda dolarów. Red Hat - twórca i dystrybutor otwartego oprogramowania dla przedsiębiorstw - jest na dobrej drodze do zostania przejętym przez IBM za jeszcze bardziej astronomiczną sumę 34 miliardów dolarów.

Ważniejsze jest jednak coś innego - duzi gracze rynku oprogramowania nauczyli się wykorzystywać otwarte licencje i zasoby, jakimi są zaangażowanie i aktywizm ludzi w dążeniu do własnych celów. Sztukę tę perfekcyjnie opanował Google. Owszem, rozwinął Androida w oparciu o otwarte oprogramowanie. Jednak jednocześnie stopniowo pozbawiał ten system kluczowych funkcjonalności, gdyż po prostu nie inwestował równomiernie w jego rozwój. Intensywnie rozwijał za to własne narzędzia, jak Gmail, Inbox czy Google Maps, a także tworzył zamknięty ekosystem aplikacji w Google Play. Krótko mówiąc, w interesie Google nie było i wciąż nie jest tworzenie jak najbardziej wartościowego użytkowo systemu, tylko raczej umiejętne wykorzystanie jego popularności do tego, aby naganiać użytkowników do serwisów firmy. Efektem tego stała się sytuacja, że ktokolwiek, kto chce korzystać z Androida w wersji bazowej, raczej nie zdecyduje się między innymi na oryginalne oprogramowanie do obsługi poczty. Dzięki tej strategii Android współcześnie jest używany niemal wyłącznie w wersjach, które wymagają stałych opłat licencyjnych na rzecz Google, a sam otwarty system stał się elementem firmowego patentu na wygrywanie na mocno konkurencyjnym rynku z biznesowymi przeciwnikami, którzy gorzej rozumieją reguły współpracy w ramach open source.

Rok Google

Trzeba przyznać, że wspomniany patent Google okazał się wyjątkowo udany. Na początku rywalizacji gigantów technologicznych liczył się przede wszystkim iOS, ewentualnie kolejne systemy Windows i zapomniane już obecnie inne wynalazki. Obecnie Android zdominował niemal całkowicie rynek urządzeń mobilnych, bije iOS na głowę funkcjonalnościami prawie na każdym polu (choć wciąż ma na przykład zdecydowanie mniej gier), a pozostali gracze muszą zagryzać zęby i płacić, bo ich własne próby stworzenia czegoś całkowicie nowego raz za razem się nie udają - częściowo z uwagi na tak zwane prawo Metcalfe’a, gdy wartość sieci rośnie z kwadratem liczby użytkowników.

Najbliższy rok zapowiada dalsze śmiałe posunięcia Google. Już w roku 2018 ChromeOS, czyli system, który stopniowo zastępuje Androida na tabletach, zyskał możliwość zarówno czerpania z ogromnych zasobów aplikacji Androida, jak i uruchamiania aplikacji Linuxa. Powoli rośnie hegemon, który będzie w stanie nie tylko obsługiwać telefony, tablety, ale też komputery przenośne i stacjonarne, a wszystko dzięki umiejętnemu wykorzystaniu open source.

Darmowa praca

Organizacje takie jak Tripadvisor czy Quora skutecznie skłoniły ludzi do dobrowolnego tworzenia wartościowych treści i przekazywania praw do nich na rzecz korporacji. Ich kompetencją jest stworzenie wygodnej platformy pośredniczącej w publikacji – i okazało się, że dla większości ludzi nie ma dużego znaczenia to, czy treści są później dostępne na otwartej licencji, czy nie, a także czy zarządzająca nimi organizacja ma cele komercyjne czy społeczne.

Z kolei WordPress czy RedHat są przykładami organizacji, które rozwijają i wspierają otwarte oprogramowanie, ale zbudowały na nim całkowicie komercyjną strategię, typową dla przedsiębiorstw. Pokazały, że open source jest świetnym sposobem kanalizowania współpracy w tworzeniu czegoś wartościowego. Jednocześnie uświadomiły też, że dystrybucja, sprzedaż, marketing czy jasna intencja strategiczna wymagają już bardziej tradycyjnego podejścia. I to na nich właśnie można stworzyć największą wartość dodaną.

Szanse dla open source

Trudno powiedzieć, czy otwarte oprogramowanie i otwarta wiedza mają jeszcze szanse w dłuższej perspektywie. Nie tylko jako kosmetycznie inny sposób pozyskiwania zasobów przez korporacje, ale też jako nowe, transformacyjnie inne spojrzenie na wspólne zasoby i kooperację międzyludzką. Uproszczenie narzędzi programistycznych, a także ułatwiających współpracę w wirtualnych zespołach spowodowało, że platformy otwartego oprogramowania nie są już tak niezbędne jak kiedyś.

Z aktualnych badań wiemy, że praca w środowisku otwartego oprogramowania jest znacznie bardziej samotnicza, niż wydawało się kiedyś, a trudno nawet mówić o jakiejkolwiek „współpracy”. Z drugiej strony wciąż pozostaje niewykorzystany potencjał partycypacyjnego zarządzania sieciami społecznościowymi, o którym mówi się coraz częściej wobec eksploatacyjnej polityki gigantów tego rynku. Dynamiczny rozkwit technologii blockchain zwiastuje jednak, że otwarte oprogramowanie może jeszcze sporo namieszać.

Prof. dr hab. Dariusz Jemielniak, ekspert w dziedzinie zarządzania w społeczeństwie sieciowym, Akademia Leona Koźmińskiego

Dołącz do dyskusji: Czy po przejęciu GitHub i Red Hat skończą się złote czasy otwartego oprogramowania?

2 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
aaaa
Trzeba tylko pamiętać, że github to repozytorium kodu NIE należącego do githuba (w większości). Są to projekty z licencjami, należące go przeróżnych osób i firm.

Więc nie jest tak, że microsoft kupił kod. Kupił serwis przechowywania kodu.
0 0
odpowiedź
User
?
Trzeba tylko pamiętać, że github to repozytorium kodu NIE należącego do githuba (w większości). Są to projekty z licencjami, należące go przeróżnych osób i firm.

Więc nie jest tak, że microsoft kupił kod. Kupił serwis przechowywania kodu.


na czym polega różnica?
0 0
odpowiedź