Bralczyk bloguje w Polityce
Profesor Jerzy Bralczyk, znany językoznawca, specjalista od języka polityki, reklamy i mediów prowadzi językowego bloga 'Słowo się rzekło' w 'Polityce'.
W swoim blogu Jerzy Bralczyk będzie szukał drugiego dna w wypowiedziach polityków, analizował językowe zawiłości politycznej nowomowy, szukał wyjścia z labiryntów językowych układów i sieci, w końcu wyjaśniał nieporozumienia semantycznych nadużyć w mowie polityków.
Od poniedziałku jego blog jest dostępny w internecie pod adresem: http://bralczyk.blog.polityka.pl
Teraz, kiedy język polityków stał się prawdziwym orężem walki politycznej, kiedy pojęciom przypisuje się nowe, zupełnie zaskakujące znaczenia, a politycy rozmawiają ze sobą językiem ulicy chcemy, aby blog Jerzego Bralczyka stał się takim wirtualnym miejscem spotkań dla tych wszystkich, którzy chcą poznać prawdziwą wartość tych słów. Profesor – a jest z tego doskonale znany - dokona nie tylko wnikliwej, ale i dowcipnej analizy języka naszych polityków. - powiedział Marek Ścibior, kier. redakcji internetowej Polityki.
POLITYKA ma już w tym momencie 11 własnych blogów, które prowadzą dziennikarze Polityki, współpracownicy a także sami czytelnicy.
Slogany z kapelusza
Jerzy Bralczyk
“Polityka” namówiła mnie do pisania blogu. Wiem, że większość blogowiczów wolałaby tu formę “bloga”, i zapewne, jak to większość, wygra, ale ja będę próbował pisać i mówić w dopełniaczu “blogu”, tak jak “dialogu” czy “prologu”. Tytuł też wymyśliła “Polityka”, a mnie sie podoba.
Będę pisał o języku, a ściślej o używaniu języka polskiego dziś. Czyli właściwie o wszystkim, bo wszystko jest w języku, wszystko, co się zdarza, w nim się odbija. Jakoś o tym mówimy, piszemy, słyszymy, czytamy.
Wzrusza mnie wiara w język, wiara tych, co sądzą, że używanie jakichś specjalnych słów czy sformułowań może zapewnić czy przybliżyć sukces - i powtarzają mantry, piszą “wizje” i “misje”; wiara tych, co uważają wymyślenie dobrego sloganu za początek zwycięstwa na rynku czy politycznej arenie (to raczej arena niż scena).
Były teraz w Warszawie wiece i manifestacje, i ludzie krzyczeli “tu jest Polska!”, i myśleli, że krzyczą coś ważnego. Że tu właśnie, na jakimś akurat placu, przed jakimś pałacem czy kolumną, jest ta Polska. I to byłoby niezłe, gdyby nie to, że dla wielu ma to też znaczyć, że na innym placu pewnie nie ma tej Polski (czy raczej nie jest ta Polska), albo przynajmniej mniej. A ona jest i tu, i tu.
W Warszawie zaczyna się bój o prezydenturę. I slogany, w pocie wymyślone przez pijarowców, od razu wystawiają się na śmieszność zamiast na podziw. “Razem dla Warszawy”, “Wizja i skuteczność”, “Dotrzymuję obietnic. Oto różnica”, “Przywrócę normalność w stolicy”. “Twoje marzenia - moje plany”, “Gospodarz, nie polityk”. Można by wrzucić te slogany do kapelusza, wymieszać i niech każdy kandydat ciągnie. Nic charakterystycznego. Może z wyjątkiem tego, że normalność ma przywracać akurat LPR. A wszystkie podejrzane - i to “razem”, bo przecież nie razem, tylko jeden, i ta wizja skorelowana ze skutecznością, i ten donos na innych, że nie dotrzymują obietnic, i to uzależnienie od nieznanych jeszcze marzeń wyborców, i do przeciwstawienie polityka gospodarzowi.
Cieszę się, że nie mieszkam w Warszawie i nie muszę tam wybierać. Ale niech wymyślają. A i nazwy komitetów wyborczych dają do myślenia. Zabawne, że wiele z nich nawiązuje do wspólnoty zabawy, nawet ryzykując nie najlepszą dosłowną interpretację. Bo co ma znaczyć “Nie ma mocnych” czy “Sami swoi”? A i “Sami nasi” się znaleźli. Pewnie. I bez tego wiadomo. A świadczyć to ma o sympatycznym luzie. Może to zresztą lepsze niż ponura agresja.
I w ogóle może lepiej, żeby język służył nam do zabawy niż do walki. A najlepiej - do porozumiewania się (wolę to niż komunikację).
Dołącz do dyskusji: Bralczyk bloguje w Polityce