Bohdan Tomaszewski był ostatnim dżentelmenem polskiego dziennikarstwa (wspomnienia)
Bohdan Tomaszewski o sporcie potrafił opowiadać inaczej niż komentatorzy sportowi robią to teraz. Dla młodszych od siebie dziennikarzy był ikoną dziennikarza przedwojennego, z epoki, której już nie ma - zmarłego Tomaszewskiego wspominają Marek Rudziński, Przemysław Babiarz, Michał Pol i Andrzej Janisz.
Dziennikarz sportowy Bohdan Tomaszewski przez ponad 50 lat był związany z Polskim Radiem, a ostatnio komentował w Polsacie Sport. Zajmował się głównie tenisem, lekką atletyką i kolarstwem. Zmarł w piątek 27 lutego br., miał 93 lata (więcej na ten temat).
Andrzej Janisz, dziennikarz i komentator sportowy Polskiego Radia, zapamięta Bohdana Tomaszewskiego jako „ostatniego dżentelmena polskiego dziennikarstwa”. - Był to wytworny, świetnie ubrany mężczyzna o nienagannych manierach i ujmującym stylu bycia. Często udzielał rad, choć nigdy nie przekraczał pewnego dystansu i nie pozwalał sobie na zbytnie poufałości. Był otoczony chmurą dymu, to nierozerwalnie z nim związane. Człowiek starej daty, konserwatywny, a jednocześnie otwarty na pewnego rodzaju nowinki. Rozumiał, że świat nie został takim, jakim on go zapamiętał z młodości - wymienia Andrzej Janisz.
Dla Janisza Tomaszewskim był wybitnym dziennikarzem. - Nie wiem, czy nawet nie najwybitniejszym w historii Polskiego Radia - zaznacza. - On wprowadził dziennikarstwo sportowe na wyższy poziom. Dawniej ta dziedzina traktowana była jako drugi albo trzeci nawet rodzaj dziennikarstwa. Jak komuś się nie udało tam gdzie zaczynał to zostawał dziennikarzem sportowym. A Tomaszewski temu absolutnie zaprzeczył. Zaczynał pracę w 1947 roku w Szczecinie ze znajomością języka angielskiego, z tym, że przyjaźnił się z aktorami, reżyserami i pisarzami. Oni wszyscy widzieli w nim partnera do rozmowy - wspomina dziennikarz Polskiego Radia
Janisz wskazuje, że opowieści Tomaszewskiego były niekończącymi się rozmowami o sporcie. - Potrafił o sporcie opowiadać inaczej niż my opowiadamy teraz. Mówił nie o wyniku tylko o istocie sportu. Dla niego nie najważniejszą rzeczą były wynik i zwycięstwo. Oczywiście, cieszył się kiedy Polacy wygrywają, ale potrafił też docenić tego przegranego i potrafił o tym opowiedzieć. A przy tym opowiadał o tym wspaniałym językiem, teraz może trochę archaicznym, niemniej nadal pięknym - nadmienia Andrzej Janisz.
Przemysław Babiarz, dziennikarz i komentator sportowy TVP, przypomina sobie głównie osobiste spotkania z Bohdanem Tomaszewskim. - Miałem to szczęście, że już na początku mojej pracy w telewizji, a ona rozpoczęła się egzaminem, spotkałem Bohdana Tomaszewskiego. Zasiadał w komisji, która kwalifikowała nowych adeptów, był to 1992 rok. Kazał mi z wyobraźni skomentować fragment zawodów sportowych. Tak to się zaczęło. Potem wielokrotnie spotykaliśmy się przy okazji imprez sportowych, np. w studiu telewizyjnym - opisuje Przemysław Babiarz.
- Przekazał mi trzy rady, które zapamiętałem na całe życie. Pierwsza - aby nie zamęczać widzów zbyt dużą ilością szczegółów, bo to niszczy skojarzenia. Druga - poprzedź moment startu zawodnika odrobiną pauzy, ciszy, żeby ten start wybrzmiał, a napięcie urosło. Po trzecie, mawiał: panie Przemysławie, czasami największą zaletą komentatora jest cierpliwość. Żeby doczekać do końca zawodów, ale i czekanie na swoją szansę, bo komentator musi mieć swoja szansę, ktoś musi go gdzieś wysłać - mówi dziennikarz Telewizji Polskiej.
Babiarz przypomina sobie, jak podczas kursów do telewizji Bohdan Tomaszewski szkolił młodych kandydatów. - Mówił: Pamiętajcie, tylko dużo czytajcie dobrej literatury, barwnego opisu w języku polskim. Zawsze polecał Sienkiewicza. Potem gdy miałem zajęcia ze studentami wydrukowałem sobie fragment jak Wołodyjowski walczy z Bohunem. I rzeczywiście, kiedy się to przeczyta widać, że Sienkiewicz był mistrzem dynamicznego opisu - mówi Przemysław Babiarz.
Z kolei Michał Pol, redaktor naczelny „Przeglądu Sportowego”, przypomina, że dziennik, którym kieruje ostatni raz rozmawiał z Bohdanem Tomaszewskim w grudniu. - On niechętnie udzielał wywiadów, ale zgodził się na rozmowę z „Przeglądem Sportowym”, ponieważ czuł z nami więź, był naszym równolatkiem. Rozmawiałem też z nim kilkukrotnie i próbowałem go namówić na wywiad dla Muzeum Powstania Warszawskiego do Archiwum Historii Mówionej. Chodziło o jego powstańcze i okupacyjne wspomnienia. Miał to przemyśleć - podkreśla Pol.
Michał Pol uważa, że Bohdan Tomaszewski przez młodszych od siebie dziennikarzy był postrzegany jako ikona dziennikarza przedwojennego i epoki, której już nie ma. - To jak się ubierał, zawsze elegancko, i zachowywał wskazywało na jego wysoką klasę. Miał nienaganne przedwojenne maniery. Jeżeli zabierał głos na konferencji prasowej - zawsze wstawał. A jednocześnie był bardzo otwarty na młodych ludzi, wsłuchiwał się w to, co mieli do powiedzenia. Ja niemalże ważyłem każde słowo, by nie użyć przy nim żargonu i nie spalić się ze wstydu - mówi redaktor naczelny „Przeglądy Sportowego”.
Marek Rudziński, dziennikarz sportowy Telewizji Polskiej, wspomina, że po raz pierwszy z głosem Bohdana Tomaszewskiego zetknął się w dzieciństwie, gdy jako sześcioletnie dziecko słuchał w Polskim Radiu jego relacji z igrzysk olimpijskich w Rzymie. - Kiedy przyszedłem do Polskiego Radia w lipcu 1982 roku pana Bohdana już nie było w redakcji sportowej. Żeby być dobrym sprawozdawcą słuchałem taśm z nagraniami relacji Tomaszewskiego i Tuszyńskiego. Starałem się wyłapywać to, jak mówili, jak przeżywali i na co zwracali uwagę - mówi Rudziński.
Od końca lat 80. Rudziński i Tomaszewski prowadzili wspólnie audycję radiową „Co słychać, panie Bohdanie?”. - Długo trzeba było go na to namawiać, bo to był taki czas, kiedy on się w ogóle nie udzielał w mediach. Udało się dzięki jego żonie Izabelli. Pan Bohdan był przy całym procesie powstawania audycji. Spędzaliśmy na nagraniach wiele godzin, towarzyszył mi również w czasie montażu. Był to taki czas kiedy poznaliśmy się bliżej - wspomina dziennikarz.
W swoim wspomnieniu o Bohdanie Tomaszewskim, opublikowanym na portalu polsatsport.pl, dyrektor ds. sportu w Telewizji Polsat Marian Kmita napisał, że trudno jest wymienić jego najmocniejszą stronę jako człowieka i komentatora. - Zawsze cechował go profesjonalizm i znakomite przygotowanie do zawodu. Miał także dobre serce - w każdym próbował znaleźć coś dobrego. Zawsze w sposób odpowiedni wyważał emocje. Nikogo nie krzywdził. Często dyskutowaliśmy o tym, gdzie kończy się obiektywna relacja dziennikarska, bezstronna a gdzie są te elementy emocjonalne, jak daleko można się posunąć. On to doskonale wiedział. Bardzo dbał o to, by przez swój komentarz, być bodźcem do rozwoju sportowców. Często rozmawialiśmy o Agnieszce Radwańskiej i Jerzym Janowiczu. Był bardzo szczęśliwy, że dożył jej finału, a także jego półfinału! Cieszył się, że dożył zwycięstwa nad Niemcami w piłce nożnej. Nigdy się nie poddawał, to był prawdziwy sportowych duch - napisał Marian Kmita.
Bohdan Tomaszewski urodził się 10 sierpnia 1920 roku w Warszawie. Wyczynowo uprawiał tenis ziemny, w wieku 15 lat zaczął treningi w WKS Legii Warszawa, w 1939 roku wywalczył mistrzostwo Polski juniorów, a po wojnie był zawodnikiem SKT Szczecin. W latach 1942–1944 uczył się na tajnych zajęciach Szkoły Głównej Handlowej. Walczył w powstaniu warszawskim, a po jego kapitulacji przebywał w obozie w Ożarowie.
Otrzymał wiele nagród, m.in. Złote Pióro, Złoty Mikrofon, Super Wiktora i tytuł Mistrza Mowy Polskiej. W 2005 roku został odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Był pomysłodawcą turnieju dla młodych tenisistów Tomaszewski Cup.
6 marca odbędzie się pogrzeb Bohdana Tomaszewskiego. Spocznie na Starych Powązkach.
Uroczystości pogrzebowe rozpoczną się o godzinie 10.30 w kościele Św. Karola Boromeusza (ul. Powązkowska 14). Po mszy świętej, prochy zmarłego przeniesione zostaną do grobu rodzinnego na Starych Powązkach.
Dołącz do dyskusji: Bohdan Tomaszewski był ostatnim dżentelmenem polskiego dziennikarstwa (wspomnienia)
Pan Bohdan na pewno nim był, zaś Kamil D. czy Tomcio Lis na pewno do tego grona nie należą. Słoma z butów, ceniona zresztą przez szefów. Chory system.